tana przez pana Tadeusza o coś raz i drugi, odwołała się do matki, a matka po dojrzałym namyśle, odpowiedziała za nią, bardzo wytrawnie.
Stolnik pomimo uwielbienia, jakie miał dla państwa Opalińskich, drugiego dnia począł ziewać i choć zręcznie się kułakiem zakrywał, Siekierzyński postrzegł ten symptom nudów, których i sam doznawał. Cały dzień upływał jednakowo, na jednostajnéj gawędzie, w jednych nawet salki owéj miejscach, gdyż tu i deputat i pani i córka mieli swoje krzesełka uprzywilejowane i z nich się nie ruszali. Przy trzeciéj bytności, stolnik swat oświadczył państwu Opalińskim żądanie pana Siekierzyńskiego starania się o rękę i dożywotnią przyjaźń JM. panny Izabeli. Na co odpowiedziała sama deputatowa, zabrawszy głos za siebie i męża, iż wielki im zaszczyt czyni staranie tak godnego kawalera, ale otwierając mu dom swój, decyzyę dalszą pragną zachować do lepszego poznania pretendenta. Po czém pani Opalińska poczęła się rozpytywać stolnika o substancyę Siekierzyńskiego, stan jego interesów i curriculum vitae.
Zapłonił się, choć stary, Kornikowski, gdy do żywota pupila jego przyszło, i musiał manewrować bacznie, by się z pieprzem nie spotkać; deputatowa wyprostowana słuchała, potrząsała głową i niczém nie okazała, co myśli. Gdy ukończył, skłoniła się, popatrzała na ręce swoje, potém na sufit, potém na podłogę i odeszła. Panu Tadeuszowi otwarty odtąd był dom w Zalesiu, ale do niego zbyt zapalczywie nie uczęszczał i napędzany przez stolnika, niekiedy tylko zajrzał na krótko, przysiadł się do Izabeli, za którą zawsze odpowiadała mu matka, pokarmił rozmową deputata i ogromnie ziewając odjeżdżał. Te konkury tak były utrapione, że wreszcie postanowił się formalnie oświadczyć i wolał ożenić, niż dłużéj z panną Izabelą przez usta matki konwersować o pogodzie, słocie i nabożeństwie w parafialnym kościele.
Stolnik ucieszony, że do tego przyszło, pewien pomyślnego skutku swego poselstwa, przygotowany do sukcesów, wyjechał do Zalesia, na palcu mając zawczasu pierścień z soliterem, który chciał ofiarować od siebie pannie Izabeli. Na twarzy jego malowała się radość i uspokojenie, a wchodząc do znajoméj salki zaleskiego dworu, tak był wypogodzonego oblicza i roztargniony, że nie postrzegł, iż chmurniéj go daleko niż zazwyczaj i z pewném zakłopotaniem przyjęto. Deputat wprawdzie ujął go za rękę serdecznie, ale na długi komplement pełen aluzyi, odpowiedział sucho, krótko i ogólnie; deputatowa zaś zagryzając wargi, dostojeństwa swego i godności pełna, ledwie raczyła kiwnąć mu głową i odwróciła się do okna. Panna Izabela nie ukazała się i krzesełko jéj pozostało próżném.
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.