ny, ale zawsze w gruncie gniewny, siadł do kolaski i spiesznie odjechał. Przybywszy do Czerczyc, nie posłał zaraz do Tadeusza, a ten się téż nie dowiadywał do niego, znać mu do tego szczęścia nie bardzo było pilno, i spotkali się dopiéro w kilka dni potém w kościele. Miarkował Siekierzyński z tego, że się stolnik nie śpieszył, iż niebardzo pomyślną otrzymał odpowiedź; pan Kornikowski zaś bojąc się zmartwić pupila, a wstydząc się za zawody, których był okazyą, zwlekał z przyznaniem się do rekuzy nowéj. Ale kryć ją dłużéj nie było można, zeszli się u księdza proboszcza na bigosie i zrazach po sumie.
— A co, panie stolniku?
— Względem czego?
— Jak tam poszło w Zalesiu?
— A w Zalesiu! zachciałeś! doszedłem, że to są Opalińscy nie z tych prawdziwych, ale innego herbu i nie tak przedziwna szlachta; możemy im dać pokój.
— Seryo! ale czyż się to godzi?
— Ja to ułatwię.
— Stolniku! przyznaj się do harbuza.
— Ale nie! nie! któż to waści powiedział?
— Nie trudno zgadnąć.
— To nie tak było! podstawiłem tam sam Piąteckiego, żeby nas wyręczył... to neofita, jemu i taka szlachta dobra.
Tadeusz rozśmiał się.
— Czego się asindziéj śmiejesz? To cię nie martwi?
— O! ani trochę!
— Proszę! a ja się bałem, żebyś się nie rozchorował.
— O! co o to, możesz być pan spokojny.
— Ale cię to przecie od tentowania szczęścia in matrimonio nie odstręcza?
— I nie zachęca! — rzekł Tadeusz.
— Co do mnie — przerwał stolnik — widać, że nie mam szczęścia do swatowstwa, trzeba temu dać pokój, rób sobie waćpan, co chcesz. Jednę tylko mam prośbę, pamiętaj na ród swój i obowiązki, jakie na ciebie wkłada. Żeń się zresztą z kimkolwiek, byle ze szlachcianką dobrze urodzoną, nie myślmy o Tarłach i Opalińskich, o kasztelankach i tym podobnych specyałach; ojciec waścin miał zacną i godną kobietę, chociaż Pilecką. Aleć prawda i Pileccy niczego! z Jagiellonami się zetknęli! zapominam!
Tadeusz umilkł i nic nie odpowiedział; stolnik rychło umknął do Czerczyc. Gryzły go niepowodzenia srodze; rad był widziéć żonatym pupila co najrychléj, a dokoła nikogo nie mógł znaléźć stosownego; bał się zaś jak ognia, aby Tadeusz idąc za jaką serdeczną
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.