— Niech-że cię uściskam i napijmy się, napijmy się! panie Pancerzyński, zdrowie stolnika!
— Ale posłuchaj-że, Sebastyanie! posłuchaj, coć powiem! Oto przychodzę prosić o rękę twéj córki dla JMPana Siekierzyńskiego.
— A ja, jeśli ona sama się zgodzi na to, benedico i zapijemy tę sprawę! w ręce twoje i w gardło moje... — zaśmiał się Marżycki radośnie.
— Mamy więc przyrzeczenie?
— I błogosławieństwo! i błogosławieństwo!... — dodał Marżycki — a pijmyż kwartowym! gdzież jest mój kochany zięć przyszły? serce moje za nim tęskni, niech go zobaczę, uścisnę i choć raz upoję, w tak uroczystéj imprezie!
Posłano po Tadeusza, zawołano panny Klary, a ojciec spytał jéj o postanowienie bez ogródki.
— No! Klarciu kochana — oto pan stolnik nurski, mój przyjaciel serdeczny, czyni nam honor, prosząc o rękę twoję dla godnego Tadeusza Siekierzyńskiego, nie chcę cię tyranizować, mów bez ceregielów, czy na to przystajesz lub nie, oddaję to rozsądkowi twemu i inklinacyi do rozstrzygnienia.
Panna Klara nie zmieszała się wcale i odpowiedziała ojcu zimno, wyraźnie, jasno, że przyjmuje pana Tadeusza. Stolnik uradowany pocałował ją w rękę i biorąc kielich, krzyknął w zapale:
— Zdrowie Siekierzyńskich i ich potomków! zdrowie rodu zacnego Marżyckich i Siekierzyńskich, niech Bóg błogosławi... pij do kroćset, panie Pancerzyński!
Zagrożony kulawy adwokat chwycił za szklankę i podniósł ją do ust. Trzeba było widziéć stolnika! Twarz jego jaśniała, oczy śmiały się, usta drżały i kontusz w ruchach cały zdawał się podzielać radość swojego pana. W samę porę nadszedł i Tadeusz paść do nóg pannie i ojcu, a ledwie się podniósł, już mu kielich w ręce tkano, już go Marżycki obsekrował i zaklinał, by pił, a pił do dna. Każdy, kto wszedł, musiał państwa młodych przyszłych sukcesów i szczęścia ominalny, jak mówił Kornikowski, wychylić vivat!
Gdy się to dzieje w Czersku, a wieść stugębna rozchodzi się po okolicy o zaręczynach pana Siekierzyńskiego z Marżycką, Wichułowie, którzy w nowo nabytéj części wioseczki za Czerskiém mieszkali, dowiadują się także o tém. Pan Ksawery pogardliwie splunął, gdy mu o tém doniósł arendarz dawny, co się przeniósł z Siekierzynka do nowéj jego karczemki, i milczkiem zbył żyda. Tymczasem wypadło mu jechać do Lublina dla jakiegoś interesu i kilka tygodni go nie było. Marżyccy odjechali do domu dla przygotowań do wesela, które, jak być miało huczne, łatwo zmiarkować. Siekierzyński dom odnowił i restaurował. Stolnik, zamówiwszy
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.