— dokazał w tym utworze, nie jest-li zadaniem powieściopisarzy? Nie schodzim-li powoli malując rzeczywistość do karykatury i niepotrzebnego odwzorowywania najpospolitszych zjawisk? Nie należałoby obok narzędzi rzemiosła, obok flaszek i miseczek tworzyć anioły i świętym nimbusem otaczać ich skronie? Powieść ma-li za cel, przedstawić tylko życie, jak ono jest, czy żywot człowieczy, jakiego w duszy pragniemy? ku któremu wzdychamy? Obok smętnéj, w śmiertelnych potach zgonu rzeczywistości leżącéj na łożu boleści, czy nie brak oblicza jaśniejącego światły nieśmiertelnemi? czy obraz pełen być może, jeśli weń promyk z niebios nie spadnie?
Nie wiem... nie wiem... ale pytanie moje rzucam jako wstęp do téj powieści.
Pomiędzy Włodzimierzem a Uściługiem, na pocztowéj drodze, jest wielka murowana karczma, na oko bardzo porządna, w istocie wygodna dosyć, którą, nie wiem z jaką myślą, wzniesiono w bardzo piękném miejscu. Sąsiedztwo Włodzimierza z jednej, Uściługa z drugiéj strony, czyni ją prawie niezrozumiałą, przecież podróżny rad ją spotyka i chętnie w niéj wypoczywa. Stoi ona na wzgórku, nad parowem, okrążona ładnemi laskami i zaroślami, a na wiosnę tyle tam słowików, tak cicho! tak zielono i miło! Widok wcale nie rozległy, ale oko spotyka się z lasami, które przy wzgórzach i wodzie już wdzięczny krajobraz stanowią... Ledwiebym nie powiedział, że ktoś rozmiłowany w téj ciszy, gospodę tu dla lubiących zieloność i lasy zbudował umyślnie, bo wsi nie ma blisko, karczma usunięta jakby na przekór od niéj i wybrała sobie parów nad rzeczką, a widok na gaje, jakby ich wartość rozumiała. A choć w starym Włodzimierzu starych zajezdnych domostw nie braknie i po każdym pożarze stają nowe; choć w Uściługu niedalekim jest Złota Basia i tyle innych jéj współzawodniczek — karczma w lesie, urągając się miejskim zajazdom, widocznie stanęła z pretensyą służenia nietylko dla mnogich wozów wieśniaczych, powracających od Bugu, ale i dla większéj wygody potrzebujących podróżnych. Ogromne sieni wprawdzie i obszerny plac przed bramą mnóstwo fur pomieścić mogą, ale obok tego jest kilka pokojów bardzo porządnych, i z niejakim utrzymanych wykwintem, kanapy, stoliki, nawet coś nakształt bilardu. Przytomność tego sprzętu zdradza poniekąd myśl fundatora, który może chciał tu miéć rodzaj pohulanki dla Włodzimierskiéj palestry; ale wolimy wierzyć, że się w piękném miejscu rozkochał, niżeli żeby na kieszeń chudą kancelarzystów miał rachować. Rachuba taka do zbytku byłaby naiwna.