Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

biera, my tu jéj nie przeczekamy, a jéjmość czekać będzie i niepokoić się o pana.
— Ależ to tęgie dwie mile, a droga pohana... a noc za pasem...
— Albo to my raz tę drogę przebywali! oj! oj! — odparł Parfen, kiwając głową — choć po nocy trafimy do domu... Konie napoiłem, siana przegryzły, wyprychały się, jeszcze nas taki dociągną przed nocką...
— Daćby im po garncu owsa?
— Czy to one głodne! — rzekł Parfen.
— Oj, filucie, filucie — dodał śmiejąc się i grożąc młody człowiek — tobie pilno czegoś do domu.
Chłopak się zaczerwienił, za głowę ręką pochwycił, włosy otrząsł, ale schwycony ruszył tylko ramionami.
— Jak pan każe, jak pan każe... ale jéjmość będzie niespokojna, pewnie i tak na obiad czekali.
— A! no! pojedziemy, bo mnie tu się nocować nie chce — odpowiedział panicz — jak konie dojedzą, zaprzęgaj i daj mi znać.
— Duchem! — odparł Parfen.
Właśnie wśród téj rozmowy między panem a sługą, z któréj widzimy stosunek ich do siebie i odgadnąć już możemy charakter podróżnego pełen dobroci, choć nie pozbawiony energii, hałas się wszczął u wrót gospody; wyszli oba i zobaczyli piękną resorową nejtyczankę, czterema końmi siwemi wzdłuż zaprzężoną, z woźnicą na kozłach w płaszczu migdałowym, z lokajem w liberyi, zajeżdżającą raźnie i buńczuczno pod dach karczemny. Gospodyni wybiegła z szynkowni spojrzéć, kogo jéj Pan Bóg dał, i musiała, czy poznać gościa, czy się ucieszyć migdałową liberyą, bo sama nawspół z lokajem podróżnego, zaczęła rozpędzać wozy stojące w sieniach niezmiernie krzykliwie i z dowodami najwygórowańszéj gorliwości. Ledwie tego dopełniwszy, wbiegła do pokojów gościnnych z gotowym do ścierania pyłów fartuchem, a tymczasem z pięknéj owéj nejtyczanki wysiadł z pomocą służącego przybyły i za nią wszedł do izby. Podróżny, który go poprzedził, zajmował ostatni pokoik i nie mógł się lękać wyrugowania, jednakże spojrzał przez drzwi ciekawie na ten wjazd tak uroczysty, na który gospodyni krzyczała, gęsi piszczały i hałasowało, co żyło, ale ledwie okiem rzuciwszy na powóz i pana, zaraz się skrył w swojéj izdebce. Parfen korzystając tymczasem z przybycia powozu i rozruchu, jaki powstał, wśród którego i jemu coś cierpko przymówiono, co najprędzéj wziął się do nakładania szlei i nakiełznywania mierzynów. Nowy podróżny, tak uroczyście przyjęty, był młodym człowiekiem, i gdy z siebie pozrzucał gumelastyczne płaszczyki, kapturki, pelerynki, chustkę i rozmaite obwijadła, ukazała się z pod tego wszystkiego piękna postać