Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

paniczkowatego młodzieńca w kwiecie wieku, to jest dwudziestoletniego zaledwie, zręczna, miła i uderzająca prawie niewieścim swym wdziękiem. Wysmukły, urodziwy, szykowny, przybyły byłby zwrócił oko każdéj kobiety, szlachetnością rysów twarzy i słodkim wyrazem tęsknych swych oczów niebieskich. Bujny włos ciemno-blond, starannie utrzymany, okalał regularny owal, pełen arystokratycznego charakteru, wśród którego oczy ślicznie osadzone i łzawo spoglądające, nos delikatnie odznaczony, i usta smutno uśmiechnione stanowiły jednę z tych fizyognomij, jaką pospolicie artyści zwykli nadawać ideałowi, którego samoistnie pojąć nie chcieli i nie mogli. Twarz była bardzo piękna, ale pomimo to niemal pospolita, a wrażenie, jakie wzbudzała, graniczyło prawie z litością. Takie to było delikatne, słabe, wątłe, biedne, tak nie męskie!! Wąsik wprawdzie wysypywał się powolnie na wierzchniéj wardze, broda świeżo ogolona dowodziła, że rosnąć miała ochotę, ale pomimo te rysy, nawet piękność, a szczególniéj charakter typu tego był całkiem kobiecy. Gdyby siła, zebrałoby się było może temu lalkowatemu paniczowi na dobroć, ale dla braku jéj zdawał się tylko bojaźliwie łagodny... Ubiór jego, nadzwyczaj i przesadnie staranny, uderzał zwłaszcza w podróżnym; począwszy od aksamitnéj czapeczki do lakierowanych bucików, wszystko, co miał na sobie, nosiło cechę najwymyślniejszéj elegancyi; a rączka, gdy ją z rękawiczki glansowanéj obnażył, ukazała się taka malutka, biała, tak wymuskana i wygładzona, jak gdyby nic w życiu prócz pukla włosów i batystowéj nie wzięła chusteczki. Strój zresztą był najwykwintniejszego smaku niewidny, jednobarwny, uszyty wygodnie, a krawiec naśladował w nim modę angielską, w któréj komfort stanowi całą niemal ozdobę. Surducik, kamizelka i reszta stroju były jednego koloru.
Wszedłszy do gościnnego pokoju, podróżny długo nie mógł się odważyć na położenie tego, co z siebie pozdejmował, na stole, na kanapie lub na krześle; z kolei oglądał te sprzęty pokręcając głową, chodził, szukał i na najczystszém z krzesełek podesławszy płaszczyk, w porządku poskładał resztę chustek i zdjętéj odzieży. W téjże chwili uczuł przejmujące zimno, które zwykle u nas i w lipcu po niezamieszkanych kryje się kątach, zimno często przykrzejsze od grudniowego, wstrząsł się i dobywszy cygarnicy, żywo przechadzać się począł, szukając nań lekarstwa w przyśpieszonym ruchu. Drugi pokój zajęty teraz przez przybyłego panicza, graniczył z izdebką, w któréj znajdował się pierwszy nasz podróżny, drzwi między niemi nie były nawet zamknięte, i przypadek zrządził, że zapalając cygaro ładny ów chłopak stanął oko w oko, progiem tylko oddzielony od pierwszego naszego podróżnego, który już burkę swą wdziewał i miał natychmiast wyjeżdżać.