— Mój Boże! ile to zmian! — zawołali obydwa.
— Patrz — rzekł Aleksy — zdaliśmy się równymi sobie siedząc na ławie, która wobec nauki schylała wszystkie głowy; dziś gdyby nie pamięć tego braterstwa, jakże daleko stalibyśmy od siebie; ja pomiędzy najskromniejszemi pracownikami, których powołaniem produkować chleb powszedni; ty wśród tych, co zapewnione mając potrzeby codzienne, mogą spoczywać, marzyć, myśléć i duchem tylko pracować dla siebie.
— Wszystkie powołania — odparł żywo młody człowiek — równe są sobie, zdaje mi się, w obliczu społeczności, gdy się spełniają z poświęceniem, z pojęciem ich ważności i pożytku; na co siać niezgodę między braćmi! na co między niemi szukać różnicy!
Aleksy się uśmiechnął.
— Tak, młodsi i starsi — odparł — bracia jesteśmy, ale praw pierworodztwa i niedołęstwa młodości nic nie zetrze; wszystkie te rozprawy o porównaniu stanów doskonale wyglądają na papierze, a w świecie zastosować się nie dają. Nie możemy być równi w rzeczy, jak jesteśmy równi w obliczu prawa, Boga i śmierci... to darmo!
— Skądże ci to zdanie? — zawołał Julian.
— Z doświadczenia, mój drogi, z doświadczenia...
— Przyznasz przynajmniéj, że ukształcenie duchowe najlepiéj nas porównywa i braci, że przy niém niknąć muszą różnice stanów i położeń towarzyskich?...
— Nie żyjemy na nieszczęście duchem samym; są chwile porównania, są dla upośledzonych nawet chwile wyższości, ale żywot codzienny dzieli tych, których się dłonie splotły przypadkowo.
— To zdanie — zawołał Julian — tłómaczy mi już dlaczego o milę mieszkając od Karlina, patrząc z okien Żerbinieckiego dworku na zielone drzewa naszego ogrodu, ani próbowałeś przypomniéć sobie, że tam masz przyjaciela!
— Myślisz, że mi to kiedykolwiek wyszło z pamięci? — rzekł Aleksy — mylisz się... pamiętałem o tobie, może wzdychałem nieraz do towarzystwa twego, alem się umiał powstrzymać od pokusy.
— Przyznam ci się, że przyczyn nie rozumiem!
— Bo nie pojmujesz tego, ile różnicy robi między ludźmi ich położenie towarzyskie, obowiązki, kółko, w którém się obracają, sfera, w któréj żyją. Powinniśmy żyć tylko z równemi sobie; w stosunkach, miłych bardzo z temi, którzy mają więcéj i żyją inaczéj, znajdziemy chwile rozkoszne, ale je opłacić musimy upokorzeniem lub smutkiem.
— Stara duma szlachecka mówi przez ciebie.
— Nie, młode doświadczenie, mój bracie... trzeba się często wy-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.