Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

przydać może... i nic nie odpowiedział. Przeznaczenie jakieś gnało go do Karlina.
Nim doktór się ubrał i herbatę nastawiono, bez któréj na słotę nie chciał się narażać, Aleksy usiadł w krześle i niewiele zważając na Grebera, który nań także nie bardzo zwracał uwagę, zadumał się głęboko. Od dawna już tak smutne nie opadały go myśli, czuł się jakby w przededniu ważnego jakiegoś wypadku, niepokoił się sam nie wiedząc czém, wyrzucał sobie, że dla cudzéj matki o swojéj zapomniał, gryzł się odstępstwem od planu życia, jaki sobie zakreślił. Greber ubierając się, poglądał nań zukosa, ale pomimo swéj przenikliwości, nic nie zrozumiał i uznał to poprostu zmęczeniem.
Zaprawdę, dziwy częstokroć nasz duch poczyna sobie z nami, milczy, odzywa się, usypia, budzi, opanowywa, zamiera, gdy się najmniéj spodziewamy tego. W téj ciągłéj walce z ciałem, w któréj on mu ulegać musi, nagle, niespodzianie dźwignie się czasem potężnie i głosem proroka przemówi do zdziwionego ucha. Lada co go przebudza z uśpienia, oko ludzkie, lada słowo, myśl, która lecąc zaszeleściała w uchu obojętném, uczucie, które podniosło z sobą stare zaskrzepłe wspomnienie... czasem powiew powietrza, pieśń, szept, chmura przelatująca nad głowami naszemi... Natychmiast olbrzymieje człowiek, upaja się duchem zwycięskim i czuje jak wyrósł w oka mgnieniu... a porównywując się do wczorajszego, z trudnością poznaje siebie... Taki skutek wywarła nocna rozmowa na Aleksego, który nawpół nią jeszcze pijany, marzył, myślał, bolał, nie pojmując, by jedno przypadkowe spotkanie w karczmie mogło tak w nim rozbudzić to, co ukołysał pracą i wolą silną. Znowu żal dogryzał mu, czuł się upokorzonym, przybitym, nieszczęśliwym, i wciągnionym trafem w sferę, od któréj zaprzysiągł był sobie stronić...
— Pij pan herbatę i jedźmy — odezwał się doktór Greber, zaczesując przed zwierciadłem włosy i zlewając się jakąś wodą podejrzaną — dzień biały i śpieszyć potrzeba...
Aleksy wychylił ukrop naprędce, siedli i konie pocztowe szybko ich poniosły.

VI.

Karlin, starodawna siedziba rodziny Karlińskich, która niegdyś posiadała ogromne dobra udzielne stanowiące kniaziostwo — pełen był mchem obrosłych i zabytych pamiątek przeszłości. W naszym kraju mało już pozostało do dziś dnia tych ruin poświęconych, któreby żywo przypominały wypadki drgające jeszcze na kartach historyi. Ledwie się dopytasz wioski, grodu, mogiły, jaśniejących w dzie-