Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

wnik w lecie pomarańczowemi i cytrynowemi drzewami, które przyczyniały się do ożywienia téj strony podwórca ogołoconéj z drzew i zieloności.
Z przodu zamczysko to arystokratyczne, niezbyt wyświeżone, a jednak utrzymywane starannie, miało pozór smętny ale wspaniały; malowało się zaś wybornie na tle gęstych drzew poza murami okrywających urwisko i brzegi rzeki. Z najstarszych czasów było tam tylko kilka lip i świerków; późniéj już w XVII wieku założono szpalery w kondygnacye, aleje strzyżone i wielki ogród włoski; późniéj jeszcze zagęszczono go topolami różnych rodzajów i dosadzono krzewy, tak, że się z tego zrobił ładny cienisty ogród angielski, rozległy bardzo, z jednéj strony zakończony rzeką opasującą go nieregularną linią swego biegu, z drugiéj zabudowaniami dworskiemi, tokami i drogą. I tu znać było kilka pokoleń, które sadziły dla wnuków a budowały dla siebie; była dawna baszta przerobiona na altanę, skarbiec stary, domek chiński z czasów panowania chińszczyzny i gotycka kapliczka. Budowy te, rozrzucone dziwacznie, dobrze zdobiły i urozmaicały gęstą zieleń cichego parku, na którego końcu obszerne znajdowały się cieplarnie.
Nieopodal od zamku, gdyż lud dotąd go tak nazywał, było liche żydowskie miasteczko, żyjące kilką jarmarkami do roku i gościńcem, który je przebiegał. Całą jego ozdobą był kościołek drewniany, cerkiew murowana i parę domostw zajezdnych bliższych dworu, do których konie gościnne odsyłano wedle wołyńskiego zwyczaju. Zdaleka Karlin wyglądał wspaniale, a otaczające go mogiły i stare figury kamienne świadczyły, jak wiele już ludzkich pokoleń przeszło przez ten ziemi kawałek.
Nie wiem, może to dziwactwo, ale nie pojmuję Amerykanów, którzy z ochotą biorą się dziewicze zamieszkiwać lasy i trzebić miejsca, w których ludzka nie postała stopa. Dla mnie nie ma nic smutniejszego nad dziewicze puszcze, bez pamiątek, bez przeszłości, bez mogił i wspomnień; natura zda mi się niepełną bez człowieka, a człowiek smutnym sierotą bez związku z dniem wczorajszym. Zdaje mi się, że na tych starych cmentarzyskach naszych towarzyszą mi duchy ojców, że słyszę głosy żywota i w otaczającéj śmierci czerpię siły do życia; w dziewiczéj pustyni, pierwszy następca po zwierzętach, umarłbym może z tęsknoty. Wielkiéj być potrzeba potęgi charakteru, żeby sobą zaludnić świat całkiem nowy. Karlin był jedném z tych miejsc, w których w całości przechowały się podania przyrastając do materyalnych znamion przeszłości. Baszty zamkowe nosiły jeszcze nazwiska: jednę zwano Turecką, że ją jeńcy budować mieli, drugą nazywano Kasztelańską; ogrodowa nazywała się Wycieczką; na wałach samych kopiec jeden od wieków zwał się