Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

rwał Julian — ale kolega i dobry przyjaciel to zawsze najmilszy gość w domu, jeszcze dla mnie, com go tak dawno nie widział.
Doktor, który wszystko uważał, chcąc zbadać, jaki ich łączy stosunek, zastanowił się nad tém wyrażeniem.
— Jakto? — spytał.
— A tak, bo kochany kolega, mieszkając od tak dawna o miedzę ode mnie, o czém nie wiedziałem, nie był nawet w Karlinie; byłbym go uprzedził, alem się nie domyślał, że dla wsi wyrzekł się swoich marzeń młodzieńczych.
Greber spojrzał na obu, chciał się dobadać powodu tak długiego niewidzenia i nie zrozumiał go. Aleksy do reszty był onieśmielony tém, co go otaczało i umilkł. Julian w karczmie na popasie, a Julian występujący jako gospodarz tego feudalnego zamczyska, wcale mu się różnie wydawali; pierwszy go nie odstręczał, drugi już w nim obudzał jakąś instynktową obawę. Biedny szlachcic potrzebował czasu, ażeby się oswoić z tém, co go otaczało, nie miał wprawy w to życie nowe.
Podano nareszcie śniadanie wniesione przez kilku ze służby na ogromnych srebrnych tacach, podane z wykwintem i starannością domu od wieków zasposobionego, w którym na wszystko były prawidła i tradycye, nawet na sposób krajania chleba, który przyniesiono obwinięty w białą serwetę. Tu znowu nieznany dotąd zbytek zastanowił Aleksego. Tyle tam było rzeczy niezrozumiałych dla niego, niewiadomego mu użytku, a widocznie na coś dla tych ludzi potrzebnych; tyle zagadek dla człowieka, co tylko najprostszy wyraz życia pojmował! Śmieszno powiedziéć, ale Aleksy wpatrywał się osłupiały w ten niezliczony dobór chleba, bułek, placków, placuszków, obwarzanków, nożów, nożyków, łyżek, łyżeczek, misek, miseczek, małych i wielkich filiżanek i szklanek, imbryków, nalewek... które zdawały się nie na trzy, ale na dwadzieścia przynajmniéj przygotowane osób. Uśmiechnął się wreszcie, gdy go Julian zapytał troskliwie, czy woli herbatę szklanką, filiżanką małą, czy wielką?
— Mój drogi — rzekł — zapominasz, że do mnie to mówisz; ja piję, czém mogę, i nie przywykłem wcale dobierać sobie... daj mi, czém chcesz i co chcesz, to mi wszystko jedno...
Lekarz chcąc się niejako wyżéj już cywilizowanym od pana Aleksego pokazać, poprosił o... szklankę...
— A co będziecie pili? — dodał gospodarz uśmiechając się.
— Co chcesz, kochany Julianie — odpowiedział Aleksy — nic mi nie szkodzi a wszystko smakuje... zatém co na placu, to nieprzyjaciel...
— Szczęśliwy! — szepnął Julian, wzdychając.