Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

, ją jedną, gdy czego żądała, rozumiał, a w oczach jego, gdy na nią spoglądał, na chwilę myśl nawet zdawała się połyskiwać. Może gdyby Emil miał siły, gdyby mu tylko brakło słuchu i mowy, ten anioł siostra byłaby potrafiła rozbudzić w nim duszę uśpioną; ale rzadko nieszczęśliwa istota podnosiła się z łóżka i zwlec mogła na nogi; najczęściéj walczyła z chorobą okropną, po któréj przystępach nadługo pozostawała bezwładną i dzikim tylko jękiem, zwierzęcym, przerażała tych, co się jéj poświęcili.
Gdy Anna weszła, gdy ją Emil zobaczył, oczy jego uśmiechnęły się do niéj, wyciągnął ręce, zadrżał i począł ją wabić ku sobie. Dziwny głos, do którego przywyknąć było potrzeba, żeby go słyszéć bez wzdrygnienia, wyrwał się z ust jego... Anna zbliżyła się i zlekka pocałowała go w głowę. Przymknął oczy... otworzył je po chwili, i uśmiechnął się, jakby jéj dziękował...
W takim stanie zostawał najstarszy z rodziny Karlińskich, i nie dziw, że ilekroć przyjeżdżała matka i widziéć go zapragnęła, serce się jéj boleścią zakrwawiało na widok dziecięcia, które wołałaby widzieć w grobie, niżeli skazane na taki byt zwierzęcy, z którego boleść tylko rozbudzić go mogła... Starania siostry, brata, poczciwych sług, a mianowicie Antoniego Miazgi, co się całkowicie Emila usłudze poświęcił, nie opuszczały chorego nigdy, ale niewielką ulgą dla niego były. Żył, cudem wytrzymywał napady choroby, niekiedy odzyskiwał siły, rozwijał się, i śmierć, którąby błogosławić było potrzeba, nie zdawała się bliską, owszem lekarze zapewniali, że w tym stanie długo żyć może. Brat i siostra musieli nad nim czuwać nieustannie i życie ich, przykute do téj bezmyślnéj istoty, zatruwało się goryczą codzienną. Anna tylko nie westchnęła nigdy na ciężki obowiązek, spełniała go niemal z zapałem, i uwalniała, o ile mogła, Juliana od widoku nieszczęśliwego, który go zawsze zachmurzał. Długie nieraz godziny spędzała przy łóżku Emila, usiłując wlać weń pojęcia, któreby stan jego osłodziły, starając się wytłómaczyć mu byt, świat, otaczających ludzi i rodzinę. Ale praca to była napróżna, Emil nie powstał do życia... Niekiedy w oczach jego pałała jakaś iskierka, usilnie starały się one pochwycić i zrozumiéć znaki, które mu dawała siostra, i po tym wysiłku niespokój tylko i rozdrażnienie następowało. Kilka tylko osób znał i słuchał: starego Antoniego, który tak się wcielił w panicza swego, że nietylko ruch jego każdy, ale to, czego mu było potrzeba, przewidywał zawcześnie; Annę, co go uspokajała w chwilach najgwałtowniejszych przystępów szału; Juliana, na którego patrzał z obawą; i matkę, która na nim przykre i wstrętliwe robiła wrażenie. Bytność jéj pogorszała stan jego, niczém się jéj ująć nie dawał, nie dozwalał zbliżyć do sie-