Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

W sposobie obejścia się obu była téż różnica wielka. Prezes naturalnie, bez przymusu grał swoję rolę, gdy pułkownik doskonale się w nią wcielając, dawał uczuć, że dla niego była przybraną. Grze nic nie było można zarzucić, ale czułeś aktora.
Ludzie ci nie lubili się wzajemnie, byli z sobą chłodno, grzecznie, obojętnie. Pułkownik dawał czuć trochę urazy, prezes trochę wzgardy, spotkawszy się jednak w towarzystwie, zwłaszcza liczniejszém, nie dawali poznać wstrętu, jaki czuli do siebie. Prezes mówił przed obcemi o pułkowniku bez widocznéj niechęci, omijając ten przedmiot. Pułkownik nie zdradzał się przed najpoufalszemi i przechwalał nawet stosunki z panem Pawłem. Oba zresztą spotykali się bardzo rzadko i nie bawili długo razem...
W sieniach już dowiedziawszy się o prezesie, pułkownik trochę się zmieszał, ale zaraz to pokrył wykrzyknikiem:
— A! tak dawno nie miałem przyjemności widzenia go... — i wszedł do salonu z uśmiechem.
Prezes tém grzeczniejszym chciał być na teraz, że pragnął dać uczuć pułkownikowi, iż się tu uważa za gospodarza, a jego za obcego i gościa; powitał go więc bardzo czule i z nadmiarem troskliwości o konie, o mieszkanie, o przyjęcie.
Wysoki, barczysty, pięknie zbudowany, Delrio w troskach małżeńskiego żywota już był posiwiał i trochę zapadł na nogi, miewał przystępy pedogry, do któréj się nie przyznawał, a że mu przypomnienie jéj przykrość wyrządzić mogło, prezes starannie dopilnował sadzając go, by mu w nogi ciepło było.
— A co? starzejem się, panie pułkowniku — rzekł wesoło — coś i ja zaczynam czuć, że się młodość wyekspensowała!
— Ja się do tego nie przyznaję! — odparł Delrio.
— Źle robisz — przerwał prezes — ludzie się zaczną więcéj, niż jest, domyślać! potrzeba ich uprzedzić... Nie widziałeś się z panią? — zapytał po chwili.
— Nie... ale sądzę, że wyjdzie do salonu...
— Wątpię — odparł pan Paweł chłodno — podobno nie bardzo zdrowa?
— Nie zdrowa? — zapytał, w Grebera oczy wlepiając pułkownik — doprawdy?
— To nic, nic, tak... nerwowego coś.
— A! nerwowego!
— My się to na tém nie znamy, panie pułkowniku — przerwał prezes — i moja nerwowa; szczęściem, że jéj w téj chwili niéma... gdyby gdzie nerwy zgubiła w drodze!
Nie do smaku widać był żart panu Delrio, bo nań nie odpowie-