dział uśmiechnął się i wziąwszy za kapelusz, pośpieszył do żony; Greber podjął się mu przewodniczyć; prezes sam został z Julianem.
Nie wiem, jakim sposobem pułkownikowa mogła się tak szkaradnie na mężu swoim omylić: nie było bowiem dwóch charakterów sprzeczniejszych na świecie nad te, jakie los sprzągł, łącząc ich z sobą. Ona, cała była w uczuciu, sentymentalizmie i obłokach, on nigdy do téj zaczarowanéj nie zaglądał krainy; ona brała wszystko seryo, poważnie, szczerze, on powierzchownie i szyderczo. Brak dowcipu rzeczywistego, sądu, wiadomości i uczucia zastępował sarkazmem, zasłaniając się żartami od wszelkiéj, jaka go mogła spotkać, napaści. Umysł jego tak był nabrał skłonności do widzenia świata i ludzi ze strony jedynie śmiesznéj, że innéj już się w nich nie domyślał. Wprawdzie zręcznie i prędko chwytał pułkownik każdy narów i słabość, ale po za niemi nic nie widział. Dopóki się jeszcze starał o żonę, zmieniał czasami ton swéj rozmowy i ubierał się w zamyślenie, w uczucie, w smutek nawet, ale dziś czasy téj maskarady już były minęły. Małżonkowie znali się dobrze i pułkownikowa znosiła przykładnie najantypatyczniejsze dla siebie usposobienie męża, który, gdy się chciał jéj przypodobać, sadził się na dowcip, i nim ją zamęczał. Dawał biedak, co miał...
Wejście jego do pokoju, w którym pułkownikowa siedziała z Anną, wzbudziło w niéj naprzód okrzyk podziwienia, bo się do niego przywiązała nałogowo i widok jego nie mógł ją nie poruszyć na chwilę, potém wyryło się na jéj twarzy widoczném wrażeniem przykrości. Pułkownik przystąpił do niéj z oznakami niepokoju, czułości, ale wprędce zmienił ton rozmowy, przechodząc do zwykłych żarcików. Anna niedługo zabawiwszy, wyszła z Greberem, a małżonkowie pozostali sam-na-sam.
Nie na rękę to było panu Delrio, który unikał przydługiego pozostawania z żoną, nudząc się jéj chorobliwą uczuciowością, ale usiadł przy niéj, rozpoczynając rozmowę od ucałowania jéj rączek...
— Nie uwierzysz — odezwała się pani — jak byłam źle, gdyby nie doktor Greber...
— Ale mówił mi już, chwalił się... nerwy, moja duszko.
— Wy tak lekko traktujecie nasze cierpienia!
— Nie chciałbym brać je inaczéj, zbyt by to było bolesném dla mnie; ale dzięki Bogu, przeszło to wszystko, i znowuśmy zdrowi, chère ange... a młodzi! a piękni! Jakie masz dziś oczy!
— Z gorączki.