przypomniał sobie, że Aleksy miał matkę, że ubodzy są drażliwi, wystroił się we frak, wyperfumował, wziął kapelusz i rękawiczki, i sam z siebie się uśmiechając, przygotował do wyjazdu.
Tak go zastała Anna chcąca się dowiedziéć, dokąd odjeżdża, i zdumiała się widząc ten frak i strój, tak rzadko na wsi potrzebny.
— Ależ dokąd? — spytała.
Julian się uśmiechnął.
— Nie zgadniesz — rzekł — wolę ci od razu odkryć tajemnicę; jadę do Żerbów, do Aleksego, do tego, który to nie miał ci się szczęścia podobać... a że ma matkę, ja zaś z pierwszą jestem wizytą, inaczéj niepodobna mi było się wybrać.
— Doprawdy, zaciekawiasz mnie tym swoim przyjacielem... — rzekła Anna — jużeś zatęsknił do niego?
— Ale moja Anuleńko kochana — rzekł Julian — ty bo nie znasz tego człowieka; ty nie wiesz, jakie to serce bije pod tą prostą suknią, jaka myśl niepozorną tę koronuje głowę! A! trzeba dla mojego usprawiedliwienia, żebyś go poznała. Nie zdarzyło ci się nigdy może jeszcze w niepozornéj skorupie człowieka, bez formy naszéj, bez naszych prawidłowych grzecznostek i dziecinnych konwenansów, znaléźć niespodzianie czystéj wody dyament; razić cię będzie w początku ten energiczny syn wsi, ale niepodobna, byś go nie oceniła!
— To pewna — odpowiedziała Anna uśmiechając się — że byłabym go wzięła za ekonoma lub prowentowego pisarza, gdybym go nie znalazła na fotelu w twoim pokoju.
— Mój aniołku — rzekł brat uśmiechając się — ty mi często mówisz morały: czy darujesz mi, gdy ja ci coś w tym rodzaju powiem? My panowie, przebacz wyrażenie, wy kobiety salonów, zbyteczną przywiązujecie wagę do formy i powierzchowności; dla nas często nieumiejętność języka, nieznajomość tych śmiesznych drobnostek, które nas obchodzą, mody, nowości, polityki, szorstkość wreszcie obejścia, niezwykłość wyrażeń, czynią człowieka niegodnym naszego towarzystwa, odpychamy go, nie zajrzawszy nawet, co się w nim kryje. Tymczasem wszystko to maleństwa, dodatki, powierzchowne stroiki, które częściéj kryją nicość, niż wyższość objawiają; są to własności ogólne wszystkich niemal, o których nabycie bardzo łatwo: trochę obznajomienia się ze światem, z książkami, a przyswoić je sobie można prędko; gdy tymczasem darów bożych, jakie często pod pozorną powierzchownością skryte... nie kosztujemy dla przesądu...
Anna słuchała z ciekawością i pokorą.
— Mój Julku — rzekła po chwili — masz słuszność, ale dla czegoż nie pomyślisz, że jak nam z niemi, z tym ludem szorstkim,
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.