Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

tak jemu z nami polerowanemi, równie być musi nie lekko, nie dobrze... Każdy najlepiéj swoich rozumie... nie miéj mi za złe mojéj słabostki kobiecéj; przywieź tu Aleksego, to go poznam lepiéj i pokocham, byleby mi ciebie zabawił, rozerwał i ożywił!
Julian uścisnął ją czule i na oznajmienie o koniach, zbiegł ze schodów, śpiesząc do Żerbów.
Aleksy wcale się tych odwiedzin nie spodziewał, przynajmniéj nie tak prędko; ale matka jego była ich pewną, zebrała się nawet była zimno przyjąć panicza, bo nie życzyła sobie zbyt ścisłych między Karlinem, a Żerbami stosunków.
— Niech tylko przyjedzie — mówiła sobie w duchu — wcale z nim ceremonii robić sobie nie będę; jużciż gość jak gość, trzeba go ludzko przyjąć, ale sobie głowy nie zakłopocę, że to paniątko, i występu nie będzie.
Aleksy przypadkowo był w domu, gdy koczyk Juliana zawróciwszy się w bramę, wjechał w podwórko i z końmi przelęknionemi, bo je koryto u studni przepłoszyło, zatoczył się przed ganek... Pani Drabicka nie domyśliła się zrazu, ktoby to był taki: posądziła tylko przybysza, że być musiał urzędnikiem, bo nikt u nas paradniéj nie jeździ nad tych panów, ale porwanie się żywe Aleksego nauczyło ją zaraz, kogo miała przyjmować.
— Matuniu, mój przyjaciel Karliński, na Boga, przyjmcie go całém sercem! — zawołał wybiegając Aleksy.
— Całém sercem, ale bez występu! bez występu! — mruknęła matka, pociągając na sobie nieco płócienkowego szlafroczka i otulając się chustką — chce panicz żyć ze szlachtą, niech się do niéj stosuje...
Na te słowa wszedł Julian, zbliżył się grzecznie do matki przyjaciela, skłonił się z prawdziwém uszanowaniem, bo cnotę i w niepozornym stroju i z czarnemi rękoma i z prostą mową oceniał, powitał ją kilką wyrazami bez wymusu i miłym ujmującym uśmiechem.
Pani Drabicka, nie wiem co to się stało, spojrzawszy na ładnego chłopaka tak pieszczonego, delikatnego, słabego, a tak wdzięcznego oblicza, uczuła się rozbrojoną cudownie... Wielką ma siłę twarz ludzka, kiedy z niéj nie udana, ale szczera i serdeczna mówi dobroć — zwycięża ona najtwardszą oziębłość, zawzięte wstręty i niechęci, bo człowiek musi za miłość i współczucie oddawać współczuciem i miłością. Jakkolwiek mocne miała postanowienie pani Drabicka co najzimniéj i najobojętniéj przyjąć pana Juliana, nawet go trochę zrazić i wcale mu się nie przypodobywać, wszystkie te piękne projekta spełzły w mgnieniu oka, a uśmiech, rozkwitający na ustach poczciwéj kobiety, najmocniéj uradował Aleksego, który już był zupełnie spokojny, ujrzawszy go na twarzy matki.