Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

Karlińscy w powieści nie upadają wprawdzie materyalnie; ale ratunek znajdują kosztem uczuć szlachetniejszych. Julian, słaby, do pracy nieuzdolniony, używać tylko umiejący, łamie kochające go serce, a żeni się z bogatą dziedziczką. Jego siostra, piękna, niby z gruntu szlachetna istota, pełna litości dla nędzarzy, nie widzi ani cierpień Poli, ani miłości Aleksego, bo jéj duma arystokratyczna przesłania oczy; idzie za lalkę salonową, błyszczącą pożyczanym blaskiem w tém mniemaniu, że będzie bogatą, że ród swój poratuje. W całym zresztą tym świecie widać osłonięte ładnemi pozorami, udaną lub rzeczywistą niedomyślnością gonienie za pieniędzmi nie dla nich samych naturalnie, lecz dla tych wygód, które one dają, dla podtrzymania tradycyonalnéj świetności domu. Wyzyskują serce, czas i mienie innych, ażeby tylko nic nie utracić ze swego znaczenia, ażeby nie zejść ze stanowiska.
Inaczéj jest w światku szlacheckim. Nie ma on wykwintnych obyczajów, ani wogóle mówiąc, ogłady i wykształcenia; pracuje ciężko; a w skutek ciągłéj pracy, przebywania z ludem, staje się rubasznym, szorstkim; ma swoje śmieszności i uprzedzenia; ale z niego wychodzą ludzie, którzy mogą się stać przewodnikami narodu, gdy się oświecą i sprawy kraju i cywilizacyi poznają. Takim człowiekiem mógłby zostać Aleksy Drabicki, ukształcony w uniwersytecie, zamiłowany w nauce, czujący głęboko, zdolny do poświęcenia czasu i pracy na usługi bliźnich, nieprzyjaciel próżnowania. Na jego drodze atoli staje ów świat wyższy. Wciągnięty do niego, wszystkich sił używa, ażeby rodzinę Karlińskich podźwignąć z ruiny. Usługi jego przyjmowane są jakby obowiązkowo należne; a w końcu odpłacają mu wymówkami i upokorzeniem. Pokochał piękną hrabiankę, ale ta udawała, że uczucia tego nie spostrzegła, a może nawet dotyla zaślepiona była dumą, że istotnie, mimo zwykłéj przenikliwości kobiecéj, nie dostrzegła nic nad towarzyskie hołdy w słowach i postępowaniu Aleksego. Zawiedziony w uczuciu, upokorzony w dumie szlachcica, dorównywającego ogładą i wykształceniem téj sferze, został wciągnięty, zmarnował siły, stał się niezdolnym do dalszéj użytecznej pracy i musiał już nadal tylko... wegietować. Kwiat pasorzytny wyssał z niego soki.
W dziewiętnaście lat po napisaniu Dwu Światów powrócił Kraszewski do tegoż przedmiotu, przedstawiając upadek świetnego niegdyś w dziejach rodu książąt Brańskich, w powieści p. n. Morituri. Przedstawiciele tego rodu w osobach szambelana, gienerała, sufragana i rotmistrza, posiadając ogromne majątki, nie lubili wglądać w rachunki, pewni, że państwo ich tak wielkie i potężne, iż nigdy-przenigdy nie tylko upaść, ale nawet zachwiać się nie może. Przekonani o dostojeństwie swojém i ufni, że sama Opatrzność szczegól-