Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmową bardziéj jeszcze ująć ją Julian potrafił, a tak był od razu poufały, tak łatwy, tak się niczemu nie dziwił i wszystko rozumiał, że pani Drabicka za chwilę zapomniała o pańskiém jego pochodzeniu. Jednakże nie mogła się przemódz, by nie wyspowiadać się przed nim z kilku rzeczy zawczasu obmyślanych, i po kilkakroć wtrąciła w rozmowę o ubóstwie, o potrzebie pracy i różnicy ich życia od tego, jakie tam mógł Julian prowadzić — stosując to zarówno do gościa i do Aleksego... I tu Karliński znalazł się niezmiernie zręcznie, potakując wdowie, a zarazem podnosząc wartość życia pracy, zniżając się i malując ciężkie brzemię na pozór świetnego przeznaczenia swego.
Matka słuchała, z niedowiarstwem patrzała mu w oczy i dziwiła się temu panu, który tak nic a nic panem nie był. Po chwili Aleksy i Julian wyszli do izdebki gospodarza na cygaro, a pani Drabicka została sama i mocno zamyślona w gościnnym pokoju.
Mieszkanie Aleksego po apartamencie Juliana było dziwnie ubogie i niepozorne, ale Karliński znalazł je miłém i wygodném.
Wieleż to razy człowiek, co czuje potrzebę piękna i pragnąłby się niém otoczyć, walczyć musi z niedostatkiem, który go zmusza żyć wśród Hiobowego śmieciska w barłogach odrażających? Walczy, cierpi i w ostatku powie sobie, że krótkie życie nasze i tak przejść może, a zabawa oczów, rozkosz duszna nie warte są zachodu, i zakopie się rdzawiejąc uczuciem. W wielu z tych ludzi, co z młodu czuli piękno i rzucali się ku niemu, rozpaczając późniéj na widok pałaców i wytworności pańskiéj — zwichnioném jest prawdziwe uczucie i smak piękności. Szukają jéj tylko w tém, co uznano za piękne, co często niém nie jest, i bogate, zbytkowne, wytworne biorą za jedno z pięknością.
Tymczasem Bóg, który nikogo ukrzywdzić nie chciał i dla każdego dał taką cząstkę dobra, jaką pojąć i użyć potrafi na ziemi, prawdziwe piękno uczynił dostępném każdemu. Często wnętrze chatki ubogiéj daleko jest artystycznie piękniejszém od bogatych komnat, których urządzeniu próżność bez smaku przewodniczyła. Ubodzy nie mają kosztownych dzieł sztuki, ale pierwowzór jéj, arcydzieło boże, dla wszystkich zarówno otwarte, nieustannie przed ich oczyma. Zresztą sztuka jest li w materyałach, z których buduje? w kruszcu, który roztapia, w marmurze, który dłutuje, w barwach, któremi się stroi? Nie... ona jest w duchu, który z najlichszego przedmiotu wyprowadzić może ideę piękna. Ubodzy mogą nie miéć i nie zazdrościć kosztownych fraszek bogatym, bo droższe nad wszystkie piękności ścielą się ręką bożą, rozesłane pod ich stopami. W tém, co otacza człowieka, dusza tęskniąca do raju piękności, zawsze objaw jéj znaleźć potrafi: zestawi, ułoży, umai, ozdo-