néj wiary swojéj, swéj walki z prawdą, swego żalu po wyrzeczeniu się ciała; wszędzie leżały obrazy niepocieszającego stanu duszy, wyznania słabości — nigdzie na nie lekarstwa. W literaturze starożytnéj jest w istocie jakaś powaga i pogoda, któréj dziwimy się u ludzi bez przyszłości, bez niebios, bez związku z duchami tych, co ich poprzedzili; widać w niéj stoicyzm szlachetny, męstwo i spokojny pogląd za grób i skon... w literaturze nowszéj, nawet obok głosów wiary i religijnego natchnienia, wyrywa się tęskna wątpliwość, kryjąca się na dnie serca. Ażeby jéj wpływu uniknąć, potrzeba jak Aleksy otworzyć Pismo święte, Ojców i pisarzy, co szaty i zaprzątnienia ziemskie zrzucili z siebie, odziewając się białą suknią wybranych bożych.
Nie sami niedowiarkowie i tak zwani nieprzyjaciele wiary szczepią w sercach niepokój i wątpliwość; są i księgi napozór pobożne, przez których słowa przebija się myśl skrępowana względy i zaprzątnieniami ziemskiemi; te więcéj może szkodzą, niż otwarte napaści, które odeprzéć jest łatwo.
Ale powróćmy do pokoju Aleksego... Julian oglądał go z zajęciem, chodził od pułki do stolika, przypatrywał się widokowi z okienka, a choć oprócz opisanych sprzętów mało co było więcéj, jedna sofa, krzeseł trochę, kilka sztychów na ścianach i parę wazonów... całość podobała mu się swoją prostotą i szczerością. Szczerością powiadam, bo są mieszkania nieszczere, kłamiące dostatek, udające wytworność, chwalące się fraszkami, jak gdyby kiedykolwiek usty czy uczynkiem oszukać można oczy ludzi! Aleśmy słabi, aleśmy próżni, ale się nam chce zawsze więcéj niż jest pokazać i dać się domyślać.
Aleksy wcale nie miał tego pragnienia śmiesznego, i nic u niego nie stało dla zwabienia oczu... kilka drobnych pamiątek z czasów dostatku, po dziadzie, po ojcu i babce, chowały się skryte jak świętości...
— A! jakże tu miło i ładnie — zawołał Julian wchodząc na próg i serdecznie witając przyjaciela.
— Nie tak przecie jak u ciebie: bardzo skromnie i ubogo...
— Ale nie wiem dlaczego czuć, że tu mieszka spokój i szczęście, gdy u mnie bogato a smutno... Tu-by się śpiewać chciało, u mnie zadumać.
— Dziękuję ci, ale się nie sil na pochwały, poczciwy towarzyszu — uśmiechając się odpowiedział Aleksy — bądź ze mną szczery, mów, co myślisz, nie sądź mnie drażliwym, bo nim nie jestem... Siadaj... a naprzód, patrz! co za upokorzenie dla mnie! mojego tytoniu zapalić nie możesz, zakaszlałbyś się śmiertelnie... muszę ci dać pozwolenie wypalenia własnego cygara...
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.