Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

i nic nie mówiąc, jął się swéj fajki, którą powoli nakładać zaczął, poglądając po pokoju.
W ruchach jego najmniejszéj nie znać było niezgrabności, w twarzy najmniejszego zakłopotania; z dziwną obojętnością zaledwie przywitawszy się i zabrawszy miejsce, nałożył i zapalił fajkę, i siadłszy wygodnie począł puszczać kłęby sinego dymu, którego zdawał się być spragniony.
Julian nie spuszczał go z oka, sechł z ciekawości, co to za postać była, bo z pod sukmany przeglądał człowiek dobrego wychowania, ale spytać Aleksego nie śmiał.
Drabicki jakby się tego domyślił, rozpoczął rozmowę obracając się do starca.
— A co? hrabio Marcinie, skwarno dziś? skwarno?
— Djable pali — odparł stary — zmachałem się potężnie, nim do Żerbów doszedłem, ale mi z tém zdrowo...
— Piechotą?
— Piechotą! wiesz przecie, że koni nie mam, a przysiadać się na cudzym wózku nie lubię.
Karliński słuchał, uderzył go tytuł hrabiowski, łamał sobie głowę, ktoby to mógł być taki i nic nie przypominał, do czegoby się ta postać zastosować dała... Nie mogąc wytrzymać, Julian szepnął wreszcie gospodarzowi:
— Zaprezentuj mnie.
— Sąsiad mój i towarzysz uniwersytecki Julian Karliński — odezwał się Aleksy podchodząc z nim do starego; ten wstał trochę, szeroką dłoń wyciągnął i skroń powoli uchylił.
— Hrabia Marcin Junosza — odezwał się Aleksy.
Julian niewiele się z tego nauczył...
— Lubię młodzież, miło mi poznać pana — odezwał się hrabia — ha? nie słyszałeś może o mnie? Ojca twojego znałem dobrze... chorążyca? nieprawdaż?... Żonaty był z Teklą Hełmińską... Ha! ha! stare dzieje! razem byliśmy w Paryżu, we Florencyi, na brzegach Renu...
Julian wpatrywał się z coraz bardziéj natężoną ciekawością w tego siermięgowego starca, prawiącego mu o Paryżu i Florencyi; nie uszło to jego oka.
— Nie musiałeś chyba nic słyszéć o starym Junoszy, że się tak wpatrujesz we mnie?
— Przyznam się hrabiemu, że w istocie nazwisko to pierwszy raz spotykam...
— A! to ci się musi bardzo wydawać dziwacznie! Ale ba! pożywszy, zobaczysz niejedno dziwowisko podobne: pana w siermiędze i chłopa w aksamitach! Ludit in orbe Deus... Żyło się, żyło,