drugi raz nie ożenił... chorowałem, starzałem; a więc precz z szlafrokiem i puchem! do pracy! do niewygód! do znoju! Odżyłem, i nic mi życie nie cięży. Z początku... ciężko było: ciałko wydelikacone prosiło się do poduszek, zachciewało mi się to tego to owego, to włoskiéj czekolady, to angielskich sosów, to musztardy francuskiéj; wziąłem się na chleb i na wodę, na mleko i kluski; chwilę trwała przemiana natury, alem ją przerobił i kontent jestem bardzo.
— To nic, a za towarzystwem hrabia nie tęsknisz?
— Długo-by o tém gadać, ale wreszcie czemu nie mówić! Książek się nie wyrzekłem, córkę co dzień widuję, nie zaparłem się tego, com umiał i do czegom doszedł zbierając po świecie, jak to my wszyscy, wiadomostki, prawdeczki i fałsze... ale wierzaj mi, w zetknięciu z ludem jak w zbliżeniu do natury, zyskałem wiele, to mnie odświeżyło... Wiele więcéj zapewne wiemy, rozumiemy, domyślamy się od ludu, przez to samo, że u nas myśl panuje więcéj, w jednym kierunku duchowniejszym, ale... ogromne ale!... zerwaliśmy z naturą i społecznością żywą i zamknęliśmy się w szrankach ciasnych, w których z kilku danych sto tysięcy ludzi układa coraz odmienne kastety... nie spoglądamy w wiekuistą księgę świata, w żywą społeczność, w dzieła boże, nie czerpiemy z tradycyi; wszystkiego uczymy się z książek, książki z książek piszemy, z nich jesteśmy rozumni, z nich poczciwi, i z nich koniec końcem wyssawszy, co było, pijemy dziesiątą wodę po kisielu. Chrystus Pan i apostołowie nie byli to ludzie książkowi, a przecież świat odrodzili, i bądźcie pewni, że gdy nowa przyjdzie era, nie z bałamutnéj biblii Mormonów, nie z drukowanych teoryj, nie z traktatów filozoficznych, ale z żywego odrodzimy się słowa. Lud niéma nauki, ale patrzy, czuje, doświadcza i szczerze się spowiada z prawdziwego człowieczeństwa swego, gdy my po większéj części jesteśmy fałszywi papierowi ludzie. Dla nas cywilizowanych, często szorstkość obyczajów ludowych, naiwność języka, prostota myśli zdaje się pogardy godną, ale w tém wszystkiém więcéj przecież żywota i prawdy niż u nas... Przyjdzie czas, że dziewięćdziesiąt dziewiątą część ksiąg spalić będzie potrzeba, a tém co się zostanie, obchodzić...
Stary zamilkł.
— Musiałeś mnie, panie hrabio, osądzić za wielkiego zwolennika życia, którego noszę suknię na sobie i piętno na czole — rzekł Julian — ale omyliłeś się... nie mam siły być czém inném, ale widzę dobrze i jasno położenie moje...
— No! to przyjdziesz jak ja do siermięgi! — rzekł hrabia śmiejąc się. — Wierzcie mi, wierzcie mi, nic wam nie dodają fraszki, w które się barwicie; każda z nich owszem bierze z was cząstkę życia... i swobody...
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.