Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiész, matuniu — rzekł — że gdybyśmy się pobrali...
— My z sobą? a toż co!
— Nie łatwoby nas kto oboje przegadał... skoro się zejdziemy, musimy się kłócić...
— A jakże nie mamy się kłócić — ofuknęła się pani Drabicka — kiedy pan mi syna bałamucisz...
— Ja? chyba go nawracam!
— Ślicznie! Ledwie się zejdziecie, jak zaczniecie filozofować... licho wié o czém... jego trzeba do hreczki namawiać, nie do tego, co mu i tak świta... niepotrzebnie.
— Alboż to Aleksy jeszcze zły gospodarz? — zawołał stary — jeszcze to matuni mało? chleb jest, nikomuście nic nie winni, a pocóż go zamęczać? Chłopcy dorosną, będą sobie pracować, a dziś choćbyście jakie tysiąc więcéj mieli w skrzyni, co wam z tego przyjdzie?
— Otóż patrz pan, czy nie bałamuci? — zakrzyknęła stara — biorę pana na świadka — rzekła odwracając się do Karlińskiego — namawia go do próżnowania.
— Nie do próżnowania, jéjmościuniu, nie, ale jak go zarzniesz tą pracą, co ci z tego przyjdzie? daj mu się i nagadać i zabawić i poczytać...
— Toż całe noce w książkach siedzi...
— Moja matuniu — przerwał Aleksy — o świcie jestem w polu...
— Gdyby nie ten stary bałamut, co na to łapcie włożył, żeby mu wolno było wszystko gadać, co zechce, jabym z Aleksego innego człowieka zrobiła...
— Niech sobie pani innego człowieka zrobi, kiedy się jéj podoba — zawołał hrabia — ale nie z Aleksego... już go dziś w kociołku przerabiać, pokrajawszy, zapóźno...
Sama stara w śmiech to jakoś obróciła... i tak rozmowa się przerwała; nalano herbatę, ale hrabia wyprosił sobie kwaśnego mleka i kieliszek starki, bo od herbaty był odwykł; i wesoło wcale rozpoczął się podwieczorek.

XV.

Wspomnieliśmy już, że Żerby, oprócz téj części, którą dziedziczyli Drabiccy, dzieliły się jeszcze na sześciu posiadaczy; było więc w nich sześć, niestety! dworków w niewielkiéj od siebie odległości rozłożonych, drzwiami ku głównéj obróconych drodze, których wejrzenia nie uszło, co tylko do starego dworu jechało, lub przechodziło, a nawet leciało... Drabiccy żyli ze wszystkiemi po sąsiedzku,