Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

dokuczył, czybyś i tu nie znalazł komedyi odegrywanéj z pozorną szczerotą... a w dodatku tyle gburowstwa! tyle dumy!
— Wszędzie ludzie ludźmi — zawołał Julian — ale z dzisiejszych twych gości trudno sądzić o społeczeństwie, którego część przedstawiają, i... zdaje mi się, że Żerby muszą być wyjątkowo kolonią oryginałów.
— Powiedz karykatur!
— Do widzenia w Karlinie!
Aleksy nic nie odpowiedział.
— Powtarzam, do widzenia w Karlinie — rzekł Julian — nieprawda? przyjedziesz do mnie... Bez ceremonii, jak do brata, będziemy sami... w Karlinie nie mam tak bliskich sąsiadów... słowo, kochany Aleksy?
— Słowo, kiedy każesz, ale pamiętaj, żebym ja tam nie wyglądał u ciebie jak u mnie ci panowie... do widzenia.
Julian skoczył do powozu i koczyk znikł z oczu ciekawych, które nań przez wszystkie okna bawialnego pokoju poglądały.

XVI.

Chociaż prezes, zmiękczony przez Juliana i Annę, wyjazdem swoim upoważnił niejako panią pułkownikową do pozostania na jakiś czas w Karlinie, obawiał się jednak, żeby powoli pan Delrio tam nie zamieszkał i parę dni przeczekawszy, przyjechał znowu. Oboje pułkownikowstwo byli tu jeszcze, ale sama znacznie już pozdrowiała, Greber powrócił do swoich miejskich pacyentów, życie zaczynało się tak jakoś układać, jakby goście ci na dłużéj pozostać chcieli. Prezes dostrzegł tego na wstępie, zmarszczył się, widząc, że pułkownik trochę rolę gospodarza przybiera i bez ceremonii zdziwił się, że tu ich zastał jeszcze.
— A! państwo tu dotąd! — zawołał na wstępie — bardzo mnie to smuci, widzę w tém dowód, że się zdrowie pani pułkownikowéj nie poprawiło.
— Owszem — rzekł, chcąc nadrobić fantazyą pułkownik — dosyć zdrowa, ale ją dzieci wstrzymały.
Przycisnął na dzieciach, w nich widząc prawo pozostawania w Karlinie; prezes zrazu nic nie odpowiedział, skłonił głowę i rozkazał tylko znosić rzeczy swoje...
— Wybornie — dodał — żem tu państwa zastał; znudziłem się sam jeden w domu, w kupce istotnie lepiéj i weseléj nam będzie.
— Stryj zabawi u nas? — zapytał ochoczo Julian, całując go.
— Zabawię, zabawię, zatęskniłem za wami; jakże się ma Anna?