Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie jest to ofiarą, z mojéj strony — ośmielając się ochoczo rzekł Aleksy — ale ja państwu będę ciężarem...
Prezes, który milczał, rzekł nareszcie protekcyonalnie:
— Panie Drabicki, nie każ-że się prosić; przywiązanie Juliana honor panu czyni, wywdzięcz mu się choćby maleńką ofiarą... i zostań. Zyskam i ja na tém, zbliżając się i lepiéj poznając przyjaciela mojego synowca.
Choć dotknięty tonem, z jakim to powiedzianém zostało, ukłonił się Drabicki, posłano do Żerbów z karteczką i pozostał na całą niedzielę i poniedziałek...

XVIII.

Nie powiem, co się działo nazajutrz w duszy biednego Aleksego; dzień jeden spędzony w tém towarzystwie tak nowém, a tak miłém, wiekiem jakby całym przedzielił go od wczorajszego. Są w życiu chwile, których moc pożerająca trawi wspomnienia, zaciera ślady przeszłości i siłą wrażenia, jakie wywiera na wieki, wpija się w duszę. Aleksy przeczuwał świat, ale nie znał innego nad ten, który mu się w nieszczęsném sąsiedztwie Żerbów przedstawiał ze swojemi śmiesznościami, prożnostkami, wadami i źle pokrywaną ułomnością... tu wolniejszą mógł odetchnąć piersią. Ludzie, których spotkał, byli całkowicie inni, wykształceni, umiejący żyć, nie odkrywający co chwila swych słabości, starający się je pokryć, dobijający się jakiéjś idealności, usiłujący okazać się wdzięcznie i przypodobać...
Stosunek z niemi nie miał szorstkości zetknięcia ze szlacheckim ubogim światem, wejrzenia były atlasowe, słowa cukrowane, uściski ręki aksamitne... słodko i miło żyć było z niemi. Jeszcze Aleksy nie dostrzegł, że to, co mu się tak na pierwszy rzut oka podobało, nie wchodziło w żaden rachunek, nie obowiązywało do niczego, prostą tylko było formą i często żadną nicią nie łączyło się z sercem... To, co on brał za objaw życzliwości i miłości chrześcijańskiéj, niestety! w gruncie czczém było i stworzoném na powszednią potrzebę żywota salonowego; a ludzie w masce téj nie pokazywali nigdy prawdziwéj swéj twarzy, która pozostawała zakrytą i ściśle tylko z niemi związanym znajomą.
Uderzyła go wprawdzie ta niewola formy, któréj poddawali się wszyscy wyrabiając się, rzec można, na jednego człowieka; ale po zbyt swobodnie rozwiniętych charakterach sąsiadów znajdował w tém i dobre. Nie wiedział, kto co myślał, ale czuł, że tu walka wyobrażeń, pojęć indywidualnych i sposobów rozumienia życia ustawała