i rodziny... związek między mną a nią niepodobny, a miłość grzechem, zdradą, niegodziwością.
Uderzył się w piersi.
— To téż raz pierwszy i ostatni w życiu zdradzam się mówiąc z tobą, bom potrzebował wywnętrzenia, rady, pociechy...
Aleksy zamyślił się głęboko i powstał z starca powagą.
— Słuchaj — rzekł — wzywając rady mojéj, dajesz mi dowód ufności; nie zawiodę jéj, pochlebstwem się nie skażę, nie obrócę w żart tego, co o życiu stanowić może. Potrzeba się wam rozstać, oddalić, przeboléć, przetęsknić, i zabić w sobie uczucie, które się nigdy urodzić nie było powinno... Tę jednę mam radę i tę ci tylko daję, innej nie widzę.
Julian spojrzał na niego załzawionemi oczyma.
— Człowiecze — zawołał — masz radę, ale masz-że ty serce? wiesz ty, co to miłość? rozumiesz, co szczęście? Ja nie mam przyszłości, ofiary tylko i ciężkie kajdany przede mną, jednę złotą mam chwilę i téj każesz mi się dobrowolnie wyrzekać! to nad siły! Ja nic nie chcę tylko marzyć, patrząc na nią, tylko ją widziéć, słuchać jéj szczebiotania i wesołego śmiechu, patrzéć na jéj zabawki dziecięce... zdaje mi się, że umarłbym w chwili, w któréjbym ustami dotknął jéj czoła.
Aleksy przeraził się gwałtownością uczucia, które buchało z téj słabéj przed chwilą istoty; nie sądził on, żeby Julian zdolnym był uczuć tak głęboko, tak namiętnie; inaczéj wreszcie, z siebie sądząc miłość sobie wystawiał; pochwycił za rękę przyjaciela i rzekł surowiéj:
— Dosyć o tém, rozdrażniasz się, rozpłomieniasz, rozżarzasz... nie mów więcéj... szczęście jest marzeniem, rzeczywistość pracą i cierpieniem tylko... uzbrajaj się do walki z życiem a nie marz o rozkoszach, które wyobraźnię ci burzą... Chcesz spokoju, szukaj go na innéj drodze; tędy zajdziesz tylko do zgryzot, zniechęcenia i szału. Potrzeba wyjechać, oderwać się, oddalić... lub znaléźć sposób usunięcia jéj stąd...
Julian spojrzał na przyjaciela z wyrzutem i gniewem prawie.
— Nie masz słowa pociechy, nie masz dla mnie nadziei!
— Kłamać nie chcę i uwodzić cię nie będę... po męsku przyjm chłostę i milcz...
Karliński spuścił głowę i na tém przerwała się rozmowa na chwilę, ale Julian raz otworzywszy usta, nie mógł się już wstrzymać od narzekań.
— A! czemuż — zawołał — nie jestem jednym z tych ludzi obojętnych, którzy naprzód rachując dla siebie, łatwą ze wszystkich
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.