na nogi. Był to bardzo zresztą dobry człowiek, uczynny, grzeczny dla swoich, dla kobiet nadskakujący, ślicznie mówił po francusku, grał na fortepianie, śpiewał i sekundował do wszystkich pojedynków, jakie tylko się w okolicy trafiały; przyostro czasem obchodził się z wierzycielami, których i wypędzić i wypchać i wodą oblewać i ostrzeliwać kazał, różne im płatając figle, ale miał po części słuszność: ich to łatwowierność była powodem jego ruiny.
Z panem Protem Odymalskim przybył pan Ernest Galonka, człek najmilszy w świecie. Pan nie pan, ale takiéj natury istota, że tylko w sferze wyższéj mógł wyżyć i wytrącony z niéj, jak ryba z wody wyrzucona, zdychaćby musiał.
Ludzi jego rodzaju zwano dawniéj poprostu pieczeniarzami, dziś grzeczniéj nazywał się Galonka przyjacielem panów. Aktor doskonały, przejął ich język, obyczaj, manierę, sposób myślenia, smak, upodobania, wszystko, aż do ostrzygania paznogci; zdaleka przysiągłbyś, że to pan z panów, tak do nich był podobny. W pewnych nawet względach przechodził delikatnością uczuć i podniebienia tych, którzy mu za wzory służyli: nikt nadeń lepiéj się nie znał na jadle, przysmakach, winach i cielesnych przyjemnościach... Choć się wychował na kaszy hreczanéj i skwarkach, choć u wdowy, u któréj stał na stancyi, nieraz może zjadł świecę łojową w wieczerzy, a kocie pierogi na śniadanie, nabył jednak takiéj wprawy w rozpoznawaniu dobroci trufli, bukietu win i ocenianiu sosów, że gdy szło o stół, brano go za superarbitra. U szlachty nie bywał nigdy, bo chleba podsitkowego jeść nie mógł, białéj sztukamięsy nie cierpiał, a ze słoniną był w stosunkach nadzwyczaj ostrożnych. Coby tam zresztą robił? ktoby tam mógł jego wysokie teorye preferansa, system kolei win i potraw, rozumowania o bifsztyku i analizę strasburskiego pasztetu pojąć i należycie ocenić! Myśl jego sięgała wyżéj; stał się potrzebnym wyższemu towarzystwu, zrzucił kapotę szarą nazawsze, wykoncypował sobie wuja biskupa, ciocię starościnę, zapisał się do panów i z niemi na wieki zaślubił. Puściwszy swoich kilku chłopków dzierżawą, cały rok jeździł po znajomych, grał, pił, jadł, wesoło się bawił, i mówiono, że grosz nawet zbierał; najczęściéj przebywał u pani Jeremiaszowéj D..., któréj mąż mieszkał za granicą, staréj już dosyć kobiety, i téj służył za przypomnienie młodości, jak mówili ludzie złośliwi... To pewna, że w domu jéj rządził jak w swoim, a kucharz przychodził do niego po rozkazy, gdy się tylko zjawił.
Oprócz wymienionych, był jeszcze pan Kalasanty Spański, niemłody człowiek, który całe życie spędził pisząc historyę wysp Balearskich. Przepisywał już ją dwudziesty szósy raz, coraz inną dorabiając przedmowę; bawił się także tworząc kolekcyę motylów
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.