Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

dlu, sprzedaży, nowych rozporządzeń tyczących się posiadłości ziemskich, dawał jéj cechę wybitną kobiety jurystki. Korzystając z okoliczności, jednego radziła się o adwokata, jakiego użyć miała, drugiemu opowiadała, jaką ma podać prośbę do sądu używając terminów technicznych, z trzecim konferowała o cenie wódki. Zagadnięta o czém inném, uśmiechała się tylko. Na wypadek wszelki miała z sobą dla poradzenia się z prezesem, jeśliby czas pozwalał, kopię ukazu Opieki, rezolucye rządu gubernialnego i notę swego plenipotenta petersburskiego. Nie było pracowitszéj, ale nie było téż nudniejszéj nad nią kobiety; wszyscy uciekali od niéj, i na wesołe zebranie sama jéj bytność rzucała jakiś mrok nieprzebity. Palce miała chude, długie, z których ślady atramentu nie schodziły nigdy; na ręku worek, z którego wyglądały papiery, nawet gdy na imieniny jechała.
Znajdowała się tu i pseudo-hrabina Jeremiaszowa D... w któréj to domu zamieszkiwał najczęściéj pan Ernest Galonka, posądzony o bliskie z nią stosunki. Niegdyś nadzwyczajnéj piękności, zachowała z niéj jeszcze chęć przypodobania się, nos suchy, oczy wpadłe czarne, usta ładne, ale już nieotwierające się, by braku zębów nie zdradziły, i płeć, któréj białość jako tako przedłużały kosmetyki. Mówiła tylko po francusku, stroiła się niezmiernie, i była najlepszego tonu; na małe w jéj życiu usterki nie zwracano baczności, gdyż zbyt może czuła, umiała tak zawsze łódką swoją kierować, że się o żaden skandal w oczy bijący nie rozbiła... Przebaczmy znowu słabości ludzkiéj! Pan Ernest był może jéj ostatnią deską ocalenia; trochę ją kompromitował, ale u schyłku młodości przedłużonéj, sercem czy głową największe się zawsze robią szaleństwa! Zresztą pani Jeremiaszowa była tak miła i grzeczna, tak uczynna i uprzedzająca, a tak dobrego towarzystwa!
Nie liczym innych mniéj wybitnych postaci, opuszczając umyślnie tłum istot albo podobnych do poprzedzających, bo w świecie tym najwięcéj jest startych typów jednego stępla, albo zbyt obszernego potrzebujących komentarza, by się w całéj swéj oryginalności ukazały.
Aleksy unikając i nowych znajomości i oczu zwróconych na się, w kątku najmniéj widocznym zamyślony przyglądał się towarzystwu, gdy przy nim zaszeleściała suknia, i zdziwiony ujrzał obok siebie uśmiechnioną twarz Poli.
Tego dnia Pola była tak piękną, tak piękną, że Julian oczu od niéj oderwać nie mógł; miała tylko białą z niebieskiemi wstążkami sukienkę, niebieskie we włosach ozdoby, które ich barwę złocistą podnosiły, a białe obnażone rączki i ramiona zachwycały posągowością swych kształtów. Obok Anny, któréj surowa piękność poe-