Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

ścia — odpowiedział Aleksy — widziała, jak mało kto mówił do mnie, jak byłem sam wpośród was i pożałowała mnie trochę.
— Jeśliś był sam, to dobrowolnie — rzekł Julian — wszak usiłowałem cię pociągnąć, zbliżyć, zapoznać...
— Było to szlachetne, ale daremne usiłowanie — chłodno odezwał się Aleksy. — Napróżnobym się starał wcielić w wasze grono, które mnie odpychało jak żywioł zupełnie obcy. Niepodobna, żebyś tego nie widział; strój mój, mina, zwracały oczy, ale nie pociągały serc! widziałem, jak szeptano, domyślałem się uwag, które robiono nade mną, moim frakiem i opaloną twarzą. Wyznaj, że niejeden cię zapytać musiał, co tu robi ten rodzaj ekonoma i niezgrabnego szlachciury?...
Julian, który oczyma gonił za Polą, rozśmiał się wszakże na te słowa.
— Nie będę moich bronił — rzekł z uśmiechem — na tym świecie powierzchowność jest paszportem, o który naprzód pytają... Jest to tak dalece wkorzenionym nałogiem, że charakter, szlachetność rysów, piękność twarzy nawet, malująca się w niéj dusza, nie są dostateczne, by zastąpić brak pewnego poloru, formy i ogłady. Nikt z nas nie ma siły kopać rudę, przetopić ją, by z niéj dobyć złota: wolimy stęplowaną monetę choć mniejszéj wartości. Gdyby dziś największy mędrzec, najświętszy z ludzi, w dziurawéj tunice i todze, z kurzawą pracy na nogach, z potem na czole i krwią na piersi stanął przed nami, śmiechem-byśmy go może powitali, jak poganie...
— A jednak mówicie o postępie, i uczyliście się ducha wieku.. i lubicie się z nim popisywać.
— Pragniemy czegoś, a lenistwo dojść nam do celu nie dopuszcza; lżéj chodzić udeptaną drogą.
— Co ci mówiła Pola? — przerwał Julian.
— Julianie! Julianie! — odparł Aleksy — szalejesz doprawdy; cały dzień chodziłeś za nią wzrokiem; miéj moc nad sobą; patrzą na ciebie! patrzą!
— A! tak była piękną! a wzrok jéj...
Prezes zbliżył się powoli do rozmawiających...
— Przysięgnę, że nawspoł z panem Drabickim ogadujecie towarzystwo dzisiejsze — rzekł wesoło.
— Trochę — odpowiedział Julian.
— Widzicie, że zgadłem... znam Julka dobrze, uniwersytet i filozofia bucha jeszcze z niego; cela me fait l’effet, jak gdyby jadł czosnek na śniadanie.
— To na zaletę — rzekł Aleksy, nie dosłuchawszy do czosnku.
— Śliczna rzecz! szkoda, że się na nic nie zdała — zawołał prezes powoli z pewną dumą. — Odbudować świata, ani przerobić na-