Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

na to... Spocznij... ale cię nie puszczę rychło... mam względem ciebie surowe i wielkie obowiązki...
Julian się zarumienił, a stary wypowiedziawszy tych słów kilka, zamilkł, spuściwszy głowę; wszyscy szanując zadumanie jego, milczeli także... Westchnął i wziąwszy znowu kij i księgę swoję, nie zważając już na nikogo, poszedł do dalszych pokojów.
— Czegoś pan chorążyc smutny — rzekł kapucyn — musiał gdzieś trafić na niezgryziony orzech w jakiéj filozofii... Dalipan, wyjąwszy katechizm, brewiarz i parę jeszcze tomów, jabym te książki popalił — dodał rubasznie — głowę bałamucą, choćby najlepsze były... Ot i pan chorążyc... modliłby się, żyłby spokojnie i nie troszczył, co tam kto za dziurę gdzie rozumem prześwidrował; nie! jemu potrzeba pozatykać koniecznie, którędy mu chłód zawieje.
— A jegomości potrzeba to ganić, coby chwalić wypadało — odezwał się Justyn — a coby robił lepszego? co? polowałby i grał w karty? jadł? pił? na to jest i tak dosyć konsumentów...
— Pana Boga-by chwalił! — zawołał kapucyn — ot co! jak Bóg miły! lepiéjby było! niż sobie męki zadawać około czczych ludzkich wymysłów.
Justyn ruszył ramionami.
— Ojcze a dobrodzieju — rzekł — każdy ma swoje na świecie przeznaczenie: jeden kuleje na nogi, a w ręku ma siłę; drugi nie dosłyszy, a wzrokiem bystrym chodzi daleko... temu Bóg dał strawny żołądek, innemu czułe serce; w wielkim chórze jeden z nas basem ryczy, drugi dyszkantem śpiewa... i tak dobrze... Wszystkich do jednéj roboty zaprządz nie można.
— Ot toś mi nowinę powiedział! — ofuknął się kapucyn, biorąc już czwarty sucharek, na co z przestrachem patrzała pani Gończarewska — tak to jest po ludzku, a po bożemu wszyscy nogami, rękami, oczyma i nosami jedno robić powinni, do nieba się drapać.
— Nie jestem przeciwko temu, ale spodziewam się, że i nasz pan nie gdzieindziéj zmierza.
— Tak! tylko coby miał sobie prostą obrać drogę przez westchnienie i modlitwy, to błądzi, rozumem ludzkim chcąc się dyrygować w labiryncie, jakby w biały dzień, osłoniwszy się od słońca, używał latarki...
— Oho! — wchodząc przerwał pan Atanazy — już tu pewnie ksiądz Mirejko przeciwko mnie argumentuje!
— A cóżbym robił? — odparł niezmieszany kapucyn. — Pan swoje robisz, ja swoje gadam... a tymczasem i muchę w kawie złapałem... Mniéj jednym będzie na świecie darmozjadem...
Starzec usiadł przy Julianie weselszy nieco i począł się w twarz