Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.

w krajobraz, niebo i słońce; często zaczytany w poecie, zapominał o wszystkiém, a pani Gończarewska, ksiądz Mirejko i sam pan Atanazy, jak nad dzieckiem, czuwać nad nim musieli.
Nie pragnął nawet tego współczucia i pochwał, któremi żyją pospolici pisarkowie; nie czytał chyba zmuszony, nie popisywał się nigdy. Wrażliwy jak dziecię dla pięknego obrazu, dla pieśni, dla nowego widoku, porzucał i zapominał wszystkich, i nie raz go, jak zbłąkanego konia, po okolicy szukać i do Szury nazad sprowadzać musiano. Na żadnę boleść nie stęknął i tém szczególniéj różnił się od pospolitego tłumu śpiewaków, którzy nieustanie boleścią rany swoje opiewają, że mu byt jego nie ciężył, że w darze bożym, w téj iskrze świętego ognia, która gorzała w jego piersi, znajdował wynagrodzenie sowite za wszystko.
Nieraz w książce, w pieśni znalazłszy narzekanie na świat, na ludzi, a nadewszystko na niedostatek, ubóstwo, unosił się gniewem potężnym...
— To nie są poeci!... — wołał z zapałem — gardzą światem, a pragną dóbr jego, pomiatają złotem, a żebrzą o nie... skarżą się, boleją, gdy hymnem dziękczynienia Bogu za jasną swego czoła koronę błogosławić powinni. To nie są poeci! oni udają i małpują śpiewaków... bo nie śmieliby ust otworzyć na takie narzekania, nie dopominaliby się u świata tego, co deptać powinni!... Poeta nie ma czego zazdrościć inaczéj uposażonym, tak dalece wyżéj stoi, tak więcéj czuje i widzi... Szata jego tkana ze światłości, wiekuista, piękniejsza jest od wszelkiego stroju ludzkiego, jego wieniec trwalszym od koron... jego myśl i uczucie podnoszą go na tron, z którego do Boga się zbliża... godziż się płakać, narzekać i cierpieć dla dziecięcych zabawek, które są martwe, zimne i w proch rozsypują się w dłoni, co je chwyciła?...
Justyn był surowym sędzią, a że żywota od poezyi, która w nim zespoliła się z życiem całkowicie, rozdzielić nie umiał, pytał o życie poetów i wzdrygał się, gdy je uznał niegodném swego ideału.
— Zaprzęgli się do pługa — mawiał — i zostaną bydlęty...
I potrząsał dumnie głową, jakby chciał mówić milczącém wejrzeniem, że nigdy się nie sprzeda za żadne zwodnicze obietnice świata, na które zgóry spoglądał...
Biedny Justyn, tak mało jeszcze znał siebie i życie!

XXIV.

Po wieczerzy bardzo skromnéj i prostéj, gdyż w Szurze życie nie było wytworne wcale, a o wymyślnych wygodach nikt nie marzył, pan Atanazy z Julianem, Aleksym, Justynem i księdzem {{pp|Mi|rejką}}