sem, z którego, wedle słów Chrystusowych, przyjdzie zdać surowy obrachunek.
Julian wpatrzył się w starca ciekawie, ale mu odpowiedziéć nie śmiał, czuł sprawiedliwość tych wyrzutów i bezsilność swoję.
— Żebym to ja, mości dobrodzieju — przerwał ksiądz Mirejko, zażywając głośno tabaki — mówił takie rzeczy z ambony, toby to było pięknie i stosownie, ale panu chorążycowi... dalipan w moje prerogatywy wciskaćby się nie godziło...
— Wszyscyśmy kapłani — odtrącając żartobliwy kierunek, jaki kapelan chciał nadać rozmowie, odparł poważnie Karliński — wszyscyśmy zarówno obowiązani mówić prawdę i kierować ku dobremu.
— Wszyscy kapłani! — wykrzyknął ze zgrozą ksiądz Mirejko — a to coś nowego... jak mi Bóg miły, to już bezbożnością pachnie!
— Jeśli kto, to ludzie mający wielkie przykłady i sławę przodków przed sobą — mówił daléj starzec, nie zważając na przerwę — większe od innych dźwigają obowiązki, nie ziemskie ale duchowne. Znasz ty historyę swojéj rodziny — zapytał przystępując do synowca — opowiadałem ci ja ją kiedy?
— Znam ją trochę, ale nie dokładnie — rzekł Julian — i radbym się jéj lepiéj nauczyć...
— Patrz, oto żywa przed tobą! — rozgrzewając się i ręką drżącą wskazując na portrety rozwieszone w sali, podchwycił gospodarz — uchyl czoła przed bohaterami, pomódl się za grzesznych, ulituj nad obłąkanemi, i ucz się, co masz czynić! Pan Bóg nic nam nie dał darmo i dla próżnéj tylko zabawki; przodkowie nasi, to dług, któryśmy synom spłacić powinni, to spuścizna święta; ale kto dziś z równych nam rozumie swoje obowiązki tak, jak je pojmowano dawniej? Nikt! nikt! idziemy do zaślepienia i zguby... Kto ręką nie pracuje, temu ręka niezdatna usycha, kto duchem nie działa, od tego duch boży odstąpi. Wszystko na świecie ma znaczenie swoje, nic nie jest daremną igraszką; instytucye ludzkie takiemi się nam wydają z poziomego stanowiska materyalizmu, ale ręka boża jest we wszystkiém. Mamy wolę, ale tę ogranicza prawo jéj bytu, jéj natura... Jedni pracują na chleb powszedni w prostocie ducha, w pocie czoła, drudzy wiodą tłumy za sobą na gościńce przyszłości; ten się modli, ów prorokuje i krwawym potem oblewa w widzeniach prób, przez które ludzkość przechodzić musi... Są ludzie, są rodziny palcem Boga naznaczone, a komu Opatrzność powierza sterowanie i kto go nie spełni, ten upaść musi, powracając do nicości, z któréj go łaska wyniosła. Patrz, Julianie — dodał starzec — na co zeszli Karlińscy... na hreczkosiejów, na oraczy, na prawników, na lalki jakieś, uśmiechające się słodyczą... a daléj staną się z nich
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.