źnych światu, że tu w głuchéj naszych lasów ciszy, krwawe a nieustanne wrzały boje dla zasłonienia niewdzięcznych, co za krew przelaną odmówią nam nawet grobowca... bo i grobowce dziadów naszych sobie przyswoją, są to dziś Hunnów groby. Biedni Słowianie! ich udział jest prawdziwie ofiarą, nigdzie go nie widać, choć potężny był wszędzie; starty, przetrawiony, przerobiony, przywłaszczony pierwiastek nasz rozsiał się po całym świecie, a ci, co się nim wykarmili, co go pożarli, dziś bryzgają nam w oczy wyrzutem niesamoistności. Język, prawa, zwyczaje, myśli nasze i zdobycze stały się łupem Niemców, co na ziemi wyfrymarczonéj osiadłszy, szydzą sobie z tych, których duchem i krwią przyszli do życia.
Ale dość tego, sprawiedliwsza przyszłość rozsądzi tę wielką sprawę plemion... czekajmy jéj wyroku cierpliwie; może i nas powołają dzieje znowu do głośniejszych czynów i zaważym wówczas na szali świata. Hrehory Szyjowy, nasz protoplasta, był czasu swego sławnym wodzem i wojownikiem; jego to rany wysłużyły nam imię, majętności, sławę i znaczenie późniejsze. Pozostała nam po nim wola jego ostatnia, która jest pięknym pomnikiem prostoty owych bohaterskich czasów; ogromną przestrzeń ziemi zostawił po sobie synowi, ale nie przekazał mu skarbów i kosztowności. Przyjaciołom i powinowatym rozpisał kilka koni, rzędów, siodeł i rusznic wysadzanych, królowi posłał łuk i kołczan, które na barkach nosił starym zwyczajem, synom dał tylko dwie szablice do dalszéj walki za wiarę i kraj rodzinny. Hrehory żonaty był z kniaziówną Glińską, ale krwią będąc połączony z człowiekiem, w którym duma i samolubstwo głośniéj mówiły od sumienia, ale dał się wciągnąć do zdrady... od dnia odkrycia jéj, stał się wrogiem brata żony i do walki z nim prosił się i wyrywał. Życie jego było długie, ale ani godziny nie spędził na spoczynku, bo czuł i wiedział, że do niego nie mamy prawa na ziemi. W dwudziestu leciech już siedząc na koniu uganiał się za Tatarami; gościem odtąd był tylko w domu, nie pomyślał nigdy o sobie, o gospodarstwie, o zostawieniu synom obszernych włości i zamczystych skrzyń złota... Między jedną a drugą wyprawą, między dwoma sejmami, poselstwem i utarczką, zawadził czasem o zamczysko w Starym Karlinie, na kilkanaście godzin zbiegając do żony i dzieci. Ostatni często grosz, uzbierany przez swoję gosposię, zabierał na potrzebę Rzeczypospolitéj, gdy skarb wydołać nie mógł wszystkiemu; a ofiary te robił sercem tak ochoczém; nie targując się ani o krew, ani o grosz, ani o zapłatę zasług swoich, jakby on za nie ojczyźnie, nie ona jemu była obowiązaną... To téż inni przed nim ubiegali wszystko: starostwa, krzesła, laski, buławy, ale nikt nie prześcignął go w posłudze. Życie domowe było dlań, rzec można, dodatkiem, stroną drugą mniéj wa-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/300
Ta strona została uwierzytelniona.