żną żywota, podrzędną troską, a potrzeby serca nawet milczały przed głosem poświęcenia i ofiary nieustannéj. Z siedemdziesięciu kilku lat jego życia, nie wiem czy prócz kilkunastu pierwszych, choć kilkaby się zebrało spędzonych pod strzechą domową. Wszędzie był, gdzie bić się, radzić, płacić i służyć potrzebowano; żona tęskniąc wychowywała mu synów, dbała o stado jego i zbierała daniny, przędąc kądziel u samotnego ogniska... Gdy bardzo zatęskniła za Hrehorym, to go po świecie szukać musiała, wyjeżdżać przeciwko niemu, łapać go po drodze, gonić za nim do Wilna i Krakowa, a nie śmiała mu wyrzucać, że ją i dom opuszczał, bo wiedziała, że pierwsze nad rodzinne obowiązki gnały go po świecie białym, spocząć mu nie dając... Śmierć Hrehorego Szyjowego była tak piękną, jak jego życie; starzec już, jeszcze ani pragnął spoczynku, ani chciał go sobie dozwolić; szukał pracy, wywoływał coraz inną, nastręczał się na nią, a tak był już przywykł do konia, że choć go nań sadzać musiano i zdejmować, bo o swojéj mocy już się dźwignąć nie mógł — całe dnie przecie z kulbaki nie złaził. W 1575 roku właśnie był testament swój uczynił, którym dzieci rozdzielał, gdy chwilowo przebywającemu w Starym Karlinie dano znać o wtargnieniu Adel-Giraja. Inni poczęli się chronić w lasy, on corychléj poczty zbierać kazał i ściągnąwszy, co tylko na prędce zgromadzić się dało, poszedł za późno już w pogoń za dziczą. Dzień i noc gnał się za nią starzec napróżno, bo Tatarzy obyczajem swoim, łup i ludzi zagarnąwszy, szybko się cofnęli ku stepom. Strudził go ostatni wysiłek, a może dobiło zmartwienie, bo pokrewnego mu Szumlańca wzięli w jasyr Nogajcy; trzeciego dnia pogoni zaniemógł stary i na kulbakę się zwiesił, musiano go niemal gwałtem zwrócić do jakiegoś dworku nad drogą, zdając na innego dowództwo. Hrehory niepokoił się wielce, że bez niego pogoń dalsza odbyć się musi, że może nie tak szybko i skutecznie, jak on chciał, ją poprowadzą, ale musiał się zgodzić z wolą bożą, gdy poczuł, że go siły opuściły całkowicie. Pod ubogą cudzą strzechą, przyjąwszy sakramenta, wyzionął ducha bohaterskiego, a dłoń żony, ani dziecka oczu mu nie zawarła; ścierpiał to nie stękając i położył się po męsku na spoczynek wiekuisty. Ciało jego wdowa, pieszo idąc przed wozem, przewieźć kazała do Karlina... Tak czynnego i zajętego publiczną posługą, jak było jego życie, znaleźć trudno; wszędzie go masz, gdzie tylko powołuje sprawa wspólna; zdaje się, że za nieznanych swych dziadów i pradziadów, późniéj od innych będąc powołanym, zapłacić chciał głową i ręką. Począwszy od bitwy pod Sokalem, gdzie owo sławne cięcie w szyję otrzymał, za które Tatarowi odpłacił, nawpół go rozpłatawszy jak szczupaka, żadnéj nie minął potrzeby... Tuż zaraz, ze świeżą jeszcze blizną, już go
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/301
Ta strona została uwierzytelniona.