Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

lewskich kędyś w gospodzie, uczuł to tak mocno, że go nazajutrz na ziemi przed ołtarzykiem znaleziono bez ducha.
Paweł jest poważną i wielką naszych szlacheckich czasów postacią, ale to już nie Hryhory Szyjowy; więcéj w nim rozumu może, mniéj uczucia, a i słabości ludzkiéj nie mało. Już mu i wielkość i dostojeństwa smakują, choć na dobre obraca siłę, jaką z nich ciągnie; już majętność dlań choć nie na pierwszym, ale w wielkim względzie. Koniec jego, w którym odezwało się uczucie i osłabła wiara w rozum ludzki, pewnie niemniéj piękny od ojcowskiego, bo zwiastuje pokutnika namaszczonego, uznającego grzechy swoje i dźwigającego się od ziemi ku niebu.
Cale inną drogą poszedł Wasyl, ożeniwszy się z szlachcianką Korbutówną, choć pan imieniem i mieniem, ale szlachcic sercem i z umysłu unikający panów, a z buty i jakiegoś niepokoju w charakterze zawsze wiążący się z wichrzycielami i stający przeciwko władzy... Takim go natura stworzyła, a przerabiać się nie myślał; choć broił, nie grzeszył może, bo mu się sumiennie zdało, że to, co czyni, dla dobra publicznego robić powinien. Ani to było bez ciężkich i nieustannych ofiar, a choć się dobił miłości szlacheckiéj panów braci, wiemy, że ta lepiéj jeszcze od łaski pańskiéj na pstrym koniu jeździ; dziś ukochany i noszony na rękach, jutro byle inny wiatr powiał, na szable mógł być wzięty. Gdyby nie męstwo, kilkakroć na związkach byłby życiem za prawdę śmiałą przypłacił, tak łatwo u tłumu o miłość i o nienawiść... Ktoś zawołał: — Zdrajca! Jezuita! Szwed! aliści nie pytając, skąd się to wzięło, czy z głupoty, z prywaty, lub z dobrego powodu, wszystkie demeszki z pochew się obnażały na obwinionego... Król Stefan, a bardziéj jeszcze Zygmunt znali go i niechętni byli Wasylowi, bo im bróździł, a wiedziano, że go ani kupić nie można, ani nastraszyć; kopano też pod nim dołki, że dobrze pod nogi patrzeć musiał, by nie padł. Wasyl za Stefana, choć z nim wyprawy odbywał i żołnierz był siarczysty, a gdy mu krew zapachła, nie pytał, o co się bili, waląc z drugiemi naprzód; zawsze tego mądrego króla miał w podejrzeniu o złe zamiary względem szlacheckiéj wolności, nie bacząc, że ta szlachecka swoboda najcięższą była tyranią i zguby zarodem. Przeczuwał on razem ze szlachtą całą, że co zbytnia powolność Jagiellonów nadała, rozum i miłość kraju odebrać im będą musiały; w Stefanie widziano wilcze zęby, łakome na swobody, i Wasyl nieraz na sejmie bryznął swą szlachecką dumą w oczy bohaterowi. Poszło mu to bezkarnie i ośmieliło więcéj jeszcze. Za Zygmunta III., przy powolniejszym charakterze monarchy i rozwijającéj