wniejsze, jakie pod te czasy miały miejsce; powiem raczéj ogólnie, że Hrehory drugi szczeblem wyżéj posunął znaczenie familii, zasiadając krzesło ważne w senacie, żeniąc się z córką wielkiego domu i pomyślnie pomnożywszy fortunę. Stanowisko, jakie zajął, oddaliło go od potomka Wasylowego, Iwana, który podupadł i daléj drogą utorowaną idąc, nie myślał tylko jak się ojcowskiéj pomścić śmierci. To było zadanie życia całego nieszczęśliwego Iwana, przezwanego Kokoszką, nie wiem od czego.
Ale niechże-no wprzód skończę o Hrehorym, bo Iwan a on nic z sobą wspólnego nie mieli oprócz imienia; i tego nawet, gdy mu pomagać do zemsty nie chciano, tylko co przez wstręt nie rzucił, mając zamiar herb sobie przemienić i od majętności się przezwać, choć do tego nie przyszło.
Hrehory nabywszy sławy w bitwach, nie chronił się ich i nadal, ale więcéj, jako człowiek wielkiéj głowy i zręczności, do poselstw i traktacyi przy boku królewskim był używany. Należał on do tych przyjaciół i poufnych Władysława, syna Zygmunta, którzy z nim młodość, zabawy i wszelkie dzielili losy. Pan to był, co sobie serca jednać umiał, bo sam téż miał serce, a kiedy zań majętnością, zdrowiem i pokojem zastawić się było potrzeba, żaden z tych, co do jego koła należeli, nie szukał wymówek. Hrehory dwa razy całe swe zahartowywał dobra, i po wstąpieniu na tron Władysława nie odstępował go ani na chwilę, a łaską królewską ogromnie przyczynił ojczystych majętności. Wielkich to cnót był mąż, ale i wielkich słabości: przepych lubił, biesiad i uczt nie opuszczał, w fraszkach się kochał, a ludzi swoich niemal co roku inną barwą przestrajał. Z drugiéj strony, równie hojny na kościoły, mało którego w swojéj ziemi nie obdarzył to obrazem z Włoch sprowadzonym, to kielichem, to sumką na altarzystę, to kosztem swym do fabryki się przyczyniając. Śmierć zaskoczyła go niespodzianie, gdy po królewicza Kazimierza do Francyi miał jechać; zasłabł nieco, lekarz królowéj, Francuz, dał mu jakieś Electuarium na noc, ale nazajutrz już go nie stało.
Iwan Kokoszka, brat jego stryjeczny, dobrze go na tamten świat poprzedził; po śmierci ojca zrobił był votum cale nie chrześcijańskie, pomścić się jego zabójstwa, i dopóty doma nie nocować, dopókiby wszystkich napastników, krwią Wasyla zbryzganych, nie wygubił do jednego. Miał nazwiska ich spisane na karcie, i dobrawszy sobie szlachty poczet nie mały, po kolei się za niemi uganiał. A gdy mu w trakcie tego do domu zajechać przyszło i dni parę zabawić, żeby swego ślubu nie złamał, namiot w podwórku rozbijać kazał i tam noc przepędzał. Trzech tak już z owych Żółkiewszczan zabili, czwartego utopiono w stawie, reszta szukała
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.