Kanclerz powstał z krzesła i uściskał oboźnego.
— Tylko, panie Jędrzeju — rzekł — to nie rycerstwo nowe, ale prostą sobie konfraternię fundujesz, toć i my łączym do milicyi naszéj takież bractwo...
— Bractwo wielce pożyteczne — odparł oboźny — ale tam na modlitwie wszystko, a u mnie na uczynku; nie odrzucam i ja modłów, owszem potrzebę ich i siłę uznawam; ale nie zawsze człowiek modlić się skutecznie może, na to potrzeba natchnienia, podniesienia ducha, usposobienia, gdy do czynu tylko woli, a nad téj skierowaniem pracować powinien każdy. Duchowny nie wszędzie i nie zawsze być może; moi bracia rozsypani będą po wszystkich klasach społeczeństwa, z sercem i ręką miłosierną, z słowem pociechy, nigdy z groźbą i gniewem, zawsze z litością i pokorą...
Naśmiano się z oboźnego dosyta, i rzecz naturalna, nie pomyślał nikt nawet o zakładaniu zakonu, który się wydał dziwaczną utopią zepsutym; on jednak nie rzucił raz powziętego zamiaru. Wdział sam pierwszy krzyż obwity koroną cierniową i w lat parę, rezygnując obowiązki oboźnego, udał się do Rzymu z wypracowaną regułą bractwa, którego chciał być założycielem.
Przed odjazdem, Władysław IV, Ossoliński, kanclerz, który go poważał i poważnie z nim mawiał, gdy zasiadali sam na sam, a wobec tylko dworaków i pustych głów, przez słabostkę dla przypodobania się im, z niego się czasem uśmiechał, odradzali mu zachód daremny, ale to go nie powstrzymało.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł — uczciwy i sumienny człowiek, gdy go Bóg dobrą myślą natchnie, obowiązany jest wszelkiemi siłami starać się o jéj spełnienie. Jeżeli nie potrafi doprowadzić jéj do skutku, nie będzie winien, pracować ku temu musi nie zrażając się. Jeśli nic nie uczynię, snadź nie było w tém woli bożéj, nie było potrzeby, snadź Opatrzność innych środków chce użyć ku dobru ludzkiemu...
Król i panowie dali eks-oboźnemu listy polecające do Rzymu, do kardynałów świętego kolegium, do ojca świętego, do kapelana jego i kilku ludzi wpływ miéć mogących na decyzyę stolicy apostolskiéj; ale to nic nie pomogło. Jędrzej przybywszy do grobu św. Piotra, naprzód z gorliwością wielką odprawiał nabożeństwo i pielgrzymki po kościołach, potém dopiéro jął się wyrabiać owo pozwolenie u papieża. Słuchano go uważnie, ale statuta znalazły oponentów wielu. Ojciec święty uściskał go i pobłogosławił, ucałował krzyż z cierniową koroną, łza zakręciła mu się w oku, ale głową potrząsł, słuchając reguły bractwa.
— Dziecię moje — rzekł — nie widzisz, co tu szkopułów w wykonaniu, ile trudności i zawad! Najlepsze chęci twoje, ale nie bo-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/319
Ta strona została uwierzytelniona.