możemy. Z siedmiu synów tego Kaspra, pięciu za kraj w różnych walkach poległo, dwóch tylko pozostało przy życię...
Takiemiśmy byli, Julianie! Fuimus Troes!
Zwracając się do potomków Hrehorego, niewiele już o nich powiedziéć wam potrafię: co daléj to gorzéj, ród nasz drobnieje i pokrywa się prywatą jak pleśnią; wielkie postacie przeradzają się, schodzą, nikną, ustępując miejsca głośnym, ale czynnym imionom, tytułom, śmiesznościom, nicości błyskotliwéj. Urodzony w roku śmierci Zygmunta III, Tymoteusz Polikarp, żonaty z Lubomirską, wychowany za granicą, Polak imieniem, a rzeczą Francuz, już w kraju żyć nie umiał i nie mógł. Wyprzedzając ogół przebrał się po europejsku, pojechał do Paryża, tam ów sławny karbunkuł Karlińskich sprzedał i zjadł, a nietylko milion zań wzięty, ale część ojcowizny na dworze Ludwików przeszastał.
Patrz na jego wizerunek, jak odbija od dawniejszych! syn-li to ich, wnuk stalowych dziadów? uwierzyć trudno! A żona! żona! porównaj ją do téj Glińskiéj we wdowim czepcu, do Zabrzezińskiéj w soboléj czapce z różańcem w ręku... nawpół naga, z kwiatkiem w ręku, uśmiechnięta, upudrowana, to nie matka dzieci, to nie pani domu, to nie żona żołnierza; to jakaś zalotnica francuska, któréj więcéj chodzi o podobanie się markizom i dukom, niż o przyszłość dzieci, niż o życie wieczne... Oboje strojni, oboje śliczni, ale myślą postaw ich przy tamtym, wydadzą ci się lalkami, dzieciakami, czémś niedorosłém i litość obudzającém tylko... Tymoteusz Polikarp był przecie odważnym człowiekiem, w kilku pojedynkach stawał z honorem... ale patrz, co za użycie odwagi! Na popis dla fraszki, na szermy po butelce za błyszczące oczki jakiéjś tam jéjmościanki...
Nie! dalszego upadku już ci malować nie będę, nie chcę dotykać smutnéj karty dziejów domu naszego, który stopniami zszedł na to stanowisko, na jakiém dziś ostatnim tchem dyszy... Nie sądź, żeby historya ta rodziny Karlińskich była im wyłączną; mniéj więcéj tak upadli wszyscy zapomnieniem wielkiego i świętego celu, egoizmem i rozpieszczeniem. Powoli wygasał duch stary, stygły serca, odzywały się pragnienia zwierzęce, malał człowiek i sobie tylko żył samemu... Jak długi i szeroki, spojrzyj na kraj nasz... ruiny, same ruiny tylko, gdzie niegdzie na zwaliskach zamczyska dymi komin cukrowarni lub gorzelni... potomkowie hetmanów warzą syropy i pędzą truciznę dla swoich poddanych, a grosz wyciśnięty z buraka i zboża na co używają? zapytaj?... Nie! nie pytaj już lepiéj... boby się rozpłakać potrzeba... Posłannictwem ich, misyą jest kuć pieniądz, by go używać bezmyślnie, bawić się... śmiać i w niewiadomości przeznaczenia własnego kopać grób sobie i rodzinie... Gdzie są dziś panowie i czém się różnią od bogatych żydów
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.