Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/328

Ta strona została uwierzytelniona.

a nie poznasz tego dziecięcia chwili, które już skrzydła niewidome gdzieś w niebo uniosły.
Taką była rozmowa Aleksego z Justynem, bo dwaj młodzi ludzie przystali do siebie jak bracia rodzeni, i spędziwszy tę noc z sobą pod cieniem starych lip ogrodu, już byli jak starzy znajomi. Kiedy dzwonek kapliczny przywołał ich ku domowi, zastali Juliana rozbudzającego się ze snu i z podziwieniem oglądającego się dokoła... Sen w krześle, spóźniony, ciężki, duszący, znużył go więcéj niż tamtych czuwanie do rana; zbladły wstał Karliński, wstydząc się trochę słabości, któréj pokonać nie mógł. Tuż z pokojów swoich wyszedł i starzec, z księgą i różańcem...
— Chodźmy się modlić — rzekł poważnie — jedyne szczęście ludzkie w modlitwie... to dla mnie poezya życia... Ksiądz Mirejko czeka na nas przed ołtarzem...
W dziedzińcu cały dwór już zbiegał się ze wszystkich kątów do kaplicy... Przed drzwiami jéj widać było zdaleka kapelana, w długiéj albie ubranego, który spoglądał niespokojnie ku dworowi, bo jakkolwiek pobożny, nie lubił, gdy się zbytecznie opóźniało śniadanie... wszyscyśmy słabi.
Pani Gończarewska od oficyn dążyła krokiem mierzonym także ku kaplicy, i w jednéj chwili wszyscy się w niéj zebrali... Dla gości były ławy i krzesła; gospodarz pokląkł na twardéj podłodze, upadł krzyżem i z jękiem począł się modlić... Kaplica w Szurze nie była wcale podobną do pospolitych dworskich strojnych i wypięknionych przybytków, które pachną pałacem i elegancyą; był to stary budynek drewniany, od dawna nie ruszony i więcéj przypominający wiejskie nasze kościołki.
W wielkim ołtarzu kamienny Chrystus na krzyżu wisiał wśród wybladłych obsłon, niżéj Matka Boska Bolesna... z siedmią mieczami w piersi... Po dwóch stronach wielkie portrety Hrehorego i Jędrzeja oboźnego, wystawujące ich na klęczkach, zdawały się modlić za upadłą rodzinę... Jedynym przepychem była niezmierna płyta marmurowa, położona na podłodze pamięci Karlińskich, na nich imiona zmarłych wyryte były z prośbą o modlitwy za ich dusze.
Wyszedł ze mszą ksiądz Mirejko, do niéj służył mu Justyn, a dwornia pana Atanazego rozpoczęła śpiew stary, który trwał chórem przez cały ciąg ofiary. Chorążyc przeleżał krzyżem mszę całą, i gdy się już skończyła, nie powstał rychło; wyszedł ksiądz Mirejko, wszyscy się porozchodzili z kaplicy, on jeszcze trwał na modlitwie, co kapucyna nieco niecierpliwiło. Nie śmiał wyjawić, że radby kawy skosztować, ale się troskał o to, żeby przedłużone na zimnéj podłodze leżenie zdrowiu starca nie zaszkodziło. Na-