Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/330

Ta strona została skorygowana.

dów, które się w ciebie przelały... dusza twoja wyrywa się i uleciéć nie może!...
Julian uczuł się wzruszony, starzec przycisnął go do serca...
— Spełnić się musi — rzekł — co napisano... w niezbadanych sądach bożych! upadek naznaczony nam, nic wyroku nie przebłaga...
— Pan chorążyc dobrodziéj — przerwał ksiądz Mirejko — nadto nam smutnie prorokujesz... do czego to? do czego? Nie religijnie! nie religijnie! wątpić o miłosierdziu bożém!...
Starzec zamilkł z pokorą.
W ciszy, przerywanéj tylko westchnieniami pani Gończarewskiéj, która z politowaniem spoglądała na gospodarza, i odchrząkiwaniem kapelana, zajadającego z kolei, co tylko było na stole, skończono śniadanie; konie Juliana już były zaszły, a pan Atanazy czując zbliżającą się chwilę pożegnania, osmutniał bardziéj jeszcze; przechadzał się, spoglądał, wzdychał. W ganku Aleksy z Justynem wiedli pocichu przerwaną rozmowę nocną... Długo odkładano rozstanie, bo i Julianowi ciężko było stryja porzucić; czuł jakiś pociąg ku niemu, choć dwóch różniejszych od siebie istot nie było na świecie; ale sprzeczność charakterów stanowiła związek między niemi. Siła i słabość pociągały się wzajemnie.
— Nigdy nas nie odwiedzisz, stryju? — zapytał Julian w progu.
— A cóżbym tam robił? — odpowiedział pan Atanazy — na téj pustyni mi najlepiéj: żywi mnie nie zrozumieją, a widok świata zasmuca zbytecznie. Musiałbym kazać i karcić jak oboźny, i jak z niego śmielibyście się ze mnie. Staremu lepiéj dożyć pokuty za grzechy swoje i cudze w tém zaciszu, z Bogiem i modlitwą; może ubłagać potrafię sprawiedliwość i na siwą głowę ściągnąć to, coby was dotknąć mogło... może uproszę dla was litości bożéj...
Łza znowu stanęła mu w oku.
— Jedź — rzekł — zawieź błogosławieństwo moje Annie... i biednemu Emilowi... pokój Chrystusów niech będzie z wami!

XXXI.

Wyjechawszy z Szury, Julian i Aleksy długo nie przemówili słowa do siebie; każdy z nich myślał jeszcze o starcu, który ich przejął tak głęboko; każdy miał wiele do rozważania w sobie, usiłując pogodzić wyobrażenia własne z temi, co się nagle do nich z taką potęgą wmieszały. Żywioł obcy zawsze w nas budzi ten niepokój duszny, trwający dopóki go nie zwalczymy lub nie zespolim z tłem naszém osobistém; myśl jest tak, jak w świecie materyi czynnik chemiczny, który burzy, osadza, przeistacza, zobojętnia,