smak i doznają mniéj, niżeli się w inném położeniu na nich patrzącym zdawać może. Na umysłowe i cielesne przyjemności nie mają już w końcu otwartych zmysłów, używanie prowadzi za sobą zużycie. W dodatku rozważmy, czy chłód i głód, na który cierpią nędzarze, przykrzejsze są do zniesienia, od chorób, od boleści nieuchronionych, na jakie narażeni są wypieszczeni bogatsi? Tym one owszem sroższe są, bo do cierpienia nie przywykli. Wszystko, czego ubogi zazdrości bogatemu, zastępują dla niego w innéj formie, inne, lecz ten sam na nim skutek sprawujące rzeczy. Głodnemu chleba kawałek jest najwytworniejszą ucztą; zużytemu największy przysmak staje się pospolitym i niesmakownym. Jeżeli są cierpienia, których bogaty unika, są inne, od których go nic nie zasłoni... Zatém wypada, jak-em mówił, że suma szczęścia w obu razach jest taż sama, i najuboższy nie ma co najbogatszemu zazdrościć: ani ja... tobie, kochany Julianie, ani ty mnie. Drugą stroną téj kwestyi... — dodał Aleksy.
— Mów o drugiéj stronie — rzekł Julian — ja potrzebuję zagłębić się w sobie i myśléć.
— Nie wiem, czy to się zda na co, bośmy już o niéj nieraz mówili; wy gardzicie, lub śmiejecie się z nas, dlatego że formy waszéj, ogłady i obyczajów nie mamy.
— Przyznaję ci chętnie, że pogarda i śmiech nasz są grzechem — dodał Julian.
— Są tylko niedorzecznością — dodał Aleksy — wy jesteście jak Grecy naprzykład, którzy świat cały barbarami zwali, chociaż pod prostotą barbarzyńców nieraz więcéj było życia, niż w cywilizacyi Greków. Wyższe towarzystwo odrzuca często, jeśli nie zawsze ludzi, którzy choćby byli najznakomitsi, nie przypadają do ich barwy... poza łupinę spojrzéć nie chce.
— Co do tego — przerwał Julian — przyznam ci się, że łupina gorzka często bywa, a to, co pod nią jest, niezawsze ją osładza.
— Zgadzam się, ale w wieluż ludziach dla powierzchowności i formy, z któréj się śmiejecie jak dzieci, nie widzicie ich istotnéj wartości i wyższości?
— I to bywa...
— Jesteście zbyt wyłączni, a my przykładamy się także, czcią jaką dla was mamy, do wzbicia was w niesprawiedliwą dumę... Czemuż prawda formy ma być w was, a nie we wszystkich potrosze? dlaczego wolicie głupca wystrojonego, szczebioczącego nieco po francusku, od człowieka, co myśli, czuje głęboko, a mówi poprostu i nie stroi się posłuszy modzie?...
— Na wszystko zezwalam — rzekł Julian — byłeś mi nie ka-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/333
Ta strona została uwierzytelniona.