Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

leństwa, z przekonaniem ciężkiém, że nigdy jéj tego powiedziéć, ani się do niéj zbliżyć nie powinien... Szli więc nieopatrzni, pomimo to, drogą jakiéjś fatalności, z nadziejami, do których się nie przyznawali, obawiając się rozdziału i przeczuwając go codzień. Oczy ich tylko swobodnie do siebie mówiły.
— Jakże się ma stryj Atanazy? — zapytała Anna Juliana i Aleksego razem.
Ale Julian w chwili tego zapytania patrzał chciwie na Polę, Pola oczy miała w niego wlepione; usta jego otworzyły się bez dźwięku, nie potrafiły nic odpowiedziéć... łza drgała na powiece blondynki, choć usta jéj się uśmiechały.
Aleksy musiał zastąpić Juliana, który w milczeniu zbliżył się do Poli, i tak z powodu wąskiéj nad stawem ścieżynki, rozdzieliwszy się na dwie pary, poszli daléj ponad ogrodem.
— Zastaliśmy pana chorążyca z całym jego dworem — odparł Aleksy — zdrów jest, ale ja, com go pierwszy raz widział, osądzić nie potrafię, czy lepiéj jest, czy gorzéj, niż zwykle. Całą noc opowiadał nam historyę Karlińskich, całą mszę krzyżem leżał, a dzień następny miał pościć o chlebie i wodzie...
— Dziwnéj wytrwałości człowiek! — zawołała Anna, poważnie spoglądając na Aleksego — nie potrzebuję pytać, jak się wydał panu?
— Wielką i piękną postacią... mógłże mi się wydać inaczéj? Patrzałem na niego z podziwieniem, a myślę dotąd o naszéj w Szurze bytności, jak o śnie jakim dziwacznym... Z wielką troskliwością i uczuciem dopytywał o panią.
— A! on mnie kocha, o ile serce jego coś ziemskiego kochać może — odpowiedziała Anna — i ja go kocham jak ojca... Jak to przykro tak rzadko, bardzo rzadko się widywać! Jego to słowa wskazały mi drogę życia... z jego ust wzięłam pierwszy pokarm na ciężką podróż moję...
Anna spuściła oczy.
— On jeden, według mnie — dodała zamyślając się jakby do siebie — zrozumiał najlepiéj przeznaczenie chrześcijańskiego człowieka, ale całe złożone z poświęceń bez liku; ale przekonania swego nie mogąc przelać w drugich i świata odmienić, wolał pozostać oderwanym od innych, samotnym i wydawać się nam dziwakiem, niż zaprzéć się prawdy... Jest jak przybysz z obcéj ziemi, co wśród nas mówi innym jakimś, niepojętym dla nas językiem... Dla mnie to wzór i świętość...
Aleksy słuchał i chwytał każdy wyraz słów Anny; rozmowa rozpoczęta o panu Atanazym zeszła wkrótce na inne przedmioty, a Anna, która na słowo Juliana przywykła już była uważać Aleksego jak przyjaciela domu, dla którego nic nie było tajném, wylała