Wieczorem miał odjechać Aleksy; dłuższe niż zwykle oddalenie od domu niespokojnym go czyniło o matkę... a coraz ciężéj mu było porzucić Karlin; każda chwila tu przebyta wiązała go z nim ściśléj i nieodwołalniéj. Ta atmosfera smutku i spokoju, ta cisza po wrzawie Żerbów, po życiu nieustannéj pracy i boju, obejmowała go jak pierwszy powiew wiosny po wichrach zimowych. Podwójnie kochał Juliana, Annę czcił jak zjawisko nieziemskie, marzył o tém, jakby się im stać użytecznym, potrzebnym, i miéć prawo nie opuszczać ich, patrzéć na nich z daleka, służyć im przynajmniéj. Duma szlachecka, przywyknienie do pewnéj niezawisłości, stopiło się w nowém uczuciu, jakiego Aleksy doznawał. Na dnie dawnego jego życia w Żerbach były silne i prawdziwe uczucia: kochała go matka, bracia otaczali go miłością; ale pomimo to nikt słodko i czule, łagodnie i serdecznie od dawna nie przemawiał do niego; potrzeba było bronić się i oganiać sąsiadom, walczyć z ludźmi, a z głębi duszy nie było przemówić do kogo, bo niktby go nie zrozumiał. Kontrast tego trybu codziennego żywota w Żerbach czynił mu Karlin oazą i edenem, choć tu na jedno może tylko serce Juliana mógł rachować. Ale, choć się do tego nie przyznawał przed sobą Aleksy... uwielbienie, jakie w nim wzbudziła Anna, przykładało się téż znacznie do sposobu zapatrywania na dom i życie w Karlinie. Staraliśmy się odmalować to uczucie, i wątpię, żebyśmy je potrafili ukazać takiém, jak było w sercu biednego młodzieńca.
Wystawmy go sobie marzącego wśród lat uniwersyteckich o ideale Beatrycy, zachowującego serce całe na jednę wielką życia namiętność, wzniosłą i czystą... potém zmuszonego zagrzebać się na wsi wśród najprozaiczniejszych zatrudnień codziennych małego i kłopotliwego gospodarstwa; a jakkolwiek z całém i wielkiém oddawał mu się poświęceniem, zawsze go ono nużyć musiało, zawsze od niego do czegoś więcéj, innego, cieplejszego wzdychać musiał...
W Karlinie dwa dni pobytu starły, co dlań życie pańskie miało przeciwnego, niezwykłego, przykrego; zobaczył tylko stronę jego swobodną, miłą, uśmiechnioną, wesołą... Anna przykuła go do tych progów, w które wchodził tak nieśmiało i ze wstrętem prawie, dziś mu się już to wszystko inaczéj, lepiéj zdawało.
Jedną z prośb w modlitwie Pańskiéj, na którą najmniéj podobno zwracamy uwagi, jest: nie wwódź nas na pokuszenie, ale Chrystus znał słabość ludzką, i nie darmo ją święte jego usta wyrzekły... unikać pokuszenia mało kto umié, mało kto myśli. Sądzimy się zawsze silnemi przeciw wszystkiemu, gdy tymczasem słabi je-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXII.