Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/343

Ta strona została uwierzytelniona.

steśmy, tak, że wpływ najmniéj znaczący odbija się w jakimś kątku wrażliwéj duszy...
Dwa dni przebyte w Karlinie już zmieniły biednego Aleksego; ze strachem prawie, ze zgryzotą jakąś myślał o Żerbach, o matce; ciężar, który sam dźwigał, zdawał mu się dziś podwójnym... Z jaką ochotą i zapałem byłby się teraz poświęcił Karlińskim, wspomagał Juliana, ratował jego i nieopatrzną Polę, a cichém wejrzeniem uwielbień poglądał zdaleka na rozpromienioną poświęceniem Annę; jak się tu czuł potrzebnym! Myślał nawet o Emilu i cudów chciał dokazać, poświęcając się upośledzonéj istocie, z któréj iskrę pojęcia dobyć mógł mozolnym trudem!
Ku wieczorowi chciał Aleksy, choć go serce wstrzymywało, pożegnać Karlin i jego mieszkańców; ale z téj złocistéj chmurki, na którą poglądał Emil z takiém zajęciem, nagle powstała burza z ulewą tak wielką i niesłychanie gwałtowną, że o odjeździe ani było można pomyśléć; Julian uradowany uściskał przyjaciela i wprowadził go na herbatę do salonu, ani mu już dając mówić o powrocie do Żerbów.
Gdy weszli, zastali Polę przy fortepianie tak głęboko zadumaną, że ich ani postrzegła; Anny nie było, usiedli w kątku i słuchali... Swobodna gra jéj doskonale malowała stan duszy; nigdy się tak nie grywa dla popisu jak dla siebie samego; chcąc osądzić artystę lub amatora, nie na wieczorze lub koncercie, ale go słyszéć potrzeba, gdy z duszy tworzy i fantazyuje sam sobie. Taką właśnie była gra Poli, która przy fortepianie zapomniała o świecie; marzenie jéj, uczucie, smutek, namiętność malowały się w dziwaczném czémś, wyrywającém się z pod palców prawie mimowolnie... Były tam ułamki wszystkiego, myśli cudze i własne, motywa śpiewne, frazy szalenie rozczochrane, tańce i żałobne marsze, walc obok fugi, romance i chóry kościelne... smętne nokturna i poważne psalmy... a wszystko to zlewało się przecie w jednę wielką i misterną całość.
Julian rozpoznawał z kolei to, co lubił, co mu przypominało dni jaśniejsze życia... i w zapomnieniu jakiémś egzaltowaném, ściskając rękę Aleksego, oddech prawie wstrzymywał, żeby Poli nie przerwać téj wymownéj, muzykalnéj spowiedzi! Gdy wchodzili, grała uwerturę z Euryanty Webera, przeskoczyła z niéj do motywów Oberona, potém zaśpiewała Ständchen i marsz Szopena... a gdy ostatni dźwięk jego umierał pianissimo, ozwała się z poważném Mozartowskiéj mszy Tuba mirum spargens forum... i z niego na pełen prostoty motyw ze Stabat Pergolesego przeszła kilką akordami... Kaprys chromatyczny Bacha, część sonaty-fantazyi Beethovena, mazurek nieśmiertelnego Szopena, Ave Maria Schuberta, jego pożegnanie, marsz Stradelli, kawałek walca Straussa... a! i nie wiem co jeszcze zmie-