Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.

poznać na egzaltacyi przez siebie wzbudzonéj i brała ją za stan powszedni człowieka, którego wyżéj coraz ceniła.
— Mój Boże! jak to pozory mylą — mówiła w duszy — ja-m go tak pospolitym sądziła... Julian zawsze ma słuszność... i tyle czasu nie wiedzieliśmy o nim. — A po chwili dodała sama do siebie: — Co za szkoda, że to nie naszego świata człowiek!
I dla niéj, i dla téj świętéj niewiasty nawet, były dwa światy i dwa ludzi rodzaje! był grzech pierworodny, niezmazany, nie dający się zmyć chrztem żadnym, nawet chrztem płomieni gieniuszu... grzech pochodzenia...
Zasiadali do herbaty, a Julian i Pola musieli przerwać rozmowę i niechętnie, powoli zbliżali się we dwoje do stolika, gdy prezes niespodziewanie wszedł do sali. Chociaż wszystko rzuciło się zaraz ku miłemu gościowi, miał jednak czas postrzedz Polę i Juliana odosobnionych, na ich twarzach zmieszanie jakieś i ślady rozbudzonego uczucia, ale po sobie nie dał poznać, że to zobaczył. Anna zwracając oczy na opiekuna, dostrzegła tylko jakby niepokoju jakiegoś, który przywiózł z sobą; same te odwiedziny zwiastowały coś niezwyczajnego, bo prezes nierychło się obiecywał. Wytłómaczył się jednak jakimś interesem i podróżą, i zasiadł do herbaty, udając nieźle humor dobry, który na tę potrzebę gdzieś sobie pożyczył.

XXXIII.

Gdy tak Drabicki z rozmaitych powodów przedłuża swój pobyt w Karlinie, w Żerbach tymczasem burza się gotuje. Matka, jakkolwiek kochała i szanowała syna, przeczuciem jakiémś tyle tylko rachowała na niego, ile całkiem pod swoją władzą miéć go mogła. Dlatego nie dozwalała mu się oddalać, obawiała stosunków ze światem, który Aleksego pociągał, zmartwiła się zbliżeniem do Juliana, i starała się go oderwać od niego. Wiedziała biedna, że mając do wyboru między Żerbami i Karlinem, pewnie wybierze to, co mu lepiéj do smaku i wykształcenia przypadnie, a znając wyższość jego, nie wątpiła, że świat tamten pociągnąć go musi. Rachowała na to, że Aleksy pomimo tęsknoty spełni obowiązek względem niéj i rodziny z gorliwością dawną, ale z zazdrością i obawą spoglądała na tę właśnie tęsknotę, maleńkie nasionko, które olbrzymie rodzi owoce. Puściła go do Karlińskich mrucząc, obiecując sobie, że to raz ostatni; spodziewała się powrotu niespokojna, a gdy Aleksy dzień, drugi i trzeci nie przyjechał, ostatniego wpadła prawie w gniew i oburzenie. Coś jéj mówiło, że te stosunki odbiorą jéj syna... przeciwko swojemu zwyczajowi