Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/348

Ta strona została uwierzytelniona.

chę! Z Jana już człowiek... powoli to się wprawi do pracy i ten już jéjmości nie porzuci...
— Wszystko to nie Aleksy! — powtarzała pocichu pani Drabicka.
— Ale i lepszy jeszcze być może od niego do téj sprawy! — rozśmiał się stary — już wierz mi jéjmość wytrawnemu, że z takich jak starszy jéjmościn, nigdy gospodarza nie ulepisz... zawsze to wzdychać musi, a Jasiowi z oczu patrzy, że mu zagon zasmakuje.
— Ma ochotę! ma! — odezwała się Drabicka — i nie głupi i żwawy i rozgarniony, ale to nie Aleksy! — westchnęła znowu.
Aż tu na te żale i Aleksy nadjechał. Spostrzegłszy wózek i Parfena, matka zaczerwieniła się cała, chciała biedz, wstrzymała się w progu i spojrzała na hrabiego.
— Podobno zawadzać będę — rzekł hrabia powoli — rozumiem ci to, ale może i lepiéj, że przejdzie ta burza przy obcym.
Gdy to mówił, Aleksy zarumieniony i zakłopotany wszedł do izby, pocałował matkę w rękę i udając wesołego, obrócił się do hrabiego. Drabicka powiodła za nim wzrokiem pełnym wyrzutów.
— Cóżeś to tam jegomość tak długo gościł? — zapytał hrabia.
— Nie chciano mnie puścić — wyjąknął Aleksy.
— Oczywiście gwałt zrobili — odparł hrabia — ale to była, spodziewam się, une douce violence... i podobało się jegomości w Karlinie?
— Byliśmy w Szurze także! — unikając odpowiedzi, rzekł Aleksy.
— I obchodziliśmy imienin ypanny Anny! — rzekł Junosza wydmuchując fajkę.
— Były i imieniny!
Matka, przeciw zwyczajowi swemu, bo mówić lubiła i nie cedziła słówek, milczała jakoś groźnie; czuł Aleksy, ile się tam w tém milczeniu zbierało; hrabia był mu bardzo na rękę, bo matka nie mogła wybuchnąć i pierwszy gniew jéj przechodził powoli nieobjawiony. Ale to niedługo trwało; stara Drabicka pokiwała głową, usiadła i zawołała dość gwałtownie:
— Tak! tak! balowali, jeździli, hulali, śmieli się, baraszkowali, a tu gospodarstwo niech dyabli biorą...
— To były dnie świąteczne — odezwał się Aleksy.
— Albo to w święto gospodarz w domu niepotrzebny? — zapytała matka. — Gadaj zdrów... głupstwo się zrobiło.
— Kochana matuniu — rzekł Aleksy zbliżając się i chcąc ją pocałować w rękę, którą przed nim cofnęła z urazą — proszę mi darować...
— Co ja ci mam darowywać? — odparła stara niewiasta, po-