Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/351

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Drabicka ze łzami w oczach przystąpiła do niego i pocałowała go w czoło.
— Zawsześ ty, mój kochany Aleksy, moje pierworodne dziecię — dodała łagodniejąc — zawsze ty u mnie w sercu pierwsze miejsce miéć będziesz, niech ci Bóg błogosławi... niech cię strzeże, niech ci spłaci poświęcenie twoje dla nas... czas ci być wolnym... moje dziecko... Ja ciebie może nie rozumiem, jabym cię pętała i psuła ci życie... bądź swobodny!
Aleksemu także łza stanęła w oku.
— Matko, to ostatnie słowo twoje?... — zapytał zcicha.
— Ostatnie i stanowcze... nie rozdzielamy się przecie na wieki; ale ty powinieneś już miéć coś swego i być wolnym, dosyć ci matka nadokuczała; zobaczysz, czy ludzie, co pochlebiać będą i głaskać, lepiéj poprowadzą. Idź w świat o swéj sile... niech cię anioł święty prowadzi, w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...
— Amen... — odpowiedział Aleksy całując rękę matki. — Stań się wola twoja!...

XXXIV.

Sąsiedzi Drabickich doskonale zawsze byli uwiadomieni, co się u nich działo; po większéj części próżnując, bawili się jedni drugiemi, a na karm ich ciekawości wszystko było dobre. Powozik Juliana Karlińskiego zajeżdżający przed ganek starego dworu w Żerbach wyprowadzał wszystkich, kto żyw był, na ulicę; wiedziano późniéj, że Aleksy pojechał do Karlina, jak długo tam zabawił, a godzina nie minęła po jego powrocie, gdy już po wsi latała wiadomość, jak go matka przyjęła. Barwiono to wszystko, ubierano, dodawano i opowiadano w sposób niezmiernie zajmujący. Ciekawsi wybierali się już do dworu, żeby w oczy zajrzeć Aleksemu i matce. Nad wieczorem pan Mamert Butkiewicz włożył był spencer wizytowy i zbierał się iść, gdy go nawiedził pan Teodor Pierzchowski, nieco rozweselony, i w takim tylko stanie podniecenia sztucznego widujący się z panem Mamertem, od którego inaczéj stronił.
— A co, panie sąsiedzie — rzekł śmiejąc się — w starym dworze nowości! ha!
— Co tam za nowości? — z powagą bogacza spytał zgóry pan Mamert — już wasaństwo wiecie co?
— Wszystko, mocidzieju! Aleksego pięć czy coś dni nie było, szóstego powrócił; matka mu głowę zmyła porządnie, pokłócili się i wynosi się na część Ultajskiego, którą trzyma dzierżawą.
— O! o! o! — pociągnął długo Butkiewicz — ważne zmiany! ale czy to być może?