rzać umyślnie pewne indywidua, ale gdzie się to one podziewają, że ich nie widać?
— Chodzi ich mnóstwo po świecie... nam, zapewne, jest to dokuczliwe i ciężkie, co dla nich zajmującém się wydaje i życie ich zapełnia. To téż dobrze rozważywszy, powiedziałbym, że kiedy kto w sobie nie czuje talentu do gospodarstwa i interesów, zamiast się męczyć niemi, i robić nic do rzeczy z wielkim wysiłkiem, powinien się kimś wyręczyć...
Julian spojrzał na prezesa.
— A cóżbyś to, stryju, powiedział, gdybym ja przyszedł do tego wniosku?
— Powiedziałbym, że masz rozum, kochany Julianie.
— Samiżeście mnie do téj pańszczyzny zaprzęgli.
— Tak, ale to była próba konieczna, do czasu, musiałeś się oswoić z interesami i zarządem majątku, aby się nie dać oszukać; potrzeba cię było wypróbować, dziś, gdy oswojony już jesteś dostatecznie, a z doświadczenia okazało się, że to nie twoja rzecz...
Julian się zarumienił.
— Myślisz więc, stryju, że tak bardzo źle gospodarzę?
— Nie, ale to cię nazbyt kosztuje... mój drogi, et le jeu ne vaut pas la chandelle.
— I ja tak myślę — dodała Anna — Julian się tém zamęcza...
— A kiedy to obowiązek! — z westchnieniem odpowiedział Karliński — jest-że na to środek jaki?
— Najłatwiejszy w świecie — rzekł prezes przechadzając się — tobie czas spocząć, zbliżyć się trochę do świata, przejechać, a jeśli ci się co trafi, ożenić... tymczasem kogośby wynaléźć można, coby ciebie w Karlinie zastąpił, równie gorliwie a skuteczniéj.
— Gdzież znaléźć kogo takiego? — zbliżając się do stryja zapytał Julian, uśmiechając się ze źle pokrytą radością — wyznaję, że wcalebym się temu nie przeciwił.
— Ja ci człowieka dam i ręczę, że ty się na niego zgodzisz — odparł stryj siadając. — Twój przyjaciel Drabicki.
— On! on! — zakrzyknął Julian.
— Posłuchaj! widziałem go tu, dosyć mi się podobał, a że mam zwyczaj zawsze o ludziach pytać i dowiadywać się, nie ograniczając mojém własném wrażeniem, badałem sąsiadów; cuda mi mówią o jego pracowitości, gospodarstwie, zajęciu się interesami... Jedyny dla ciebie człowiek!
— Prześlicznaby to myśl była! — rzekł Julian — szkoda tylko, że do urzeczywistnienia niepodobna!
— Dlaczego?
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/361
Ta strona została uwierzytelniona.