jechałbyś tak do mnie, masz mnie codzień u siebie, zatęsknić nie mogłeś... gadaj odrazu; wiesz, że nie lubię przyborów.
— Zgadłeś pan, na nieszczęście, żem przybył z prośbą — odpowiedział Aleksy. — Od niejakiego czasu życie moje weszło na tor nowy i niespodziewany; sam nie wiem, dokąd idę... i co z tego będzie.
— No! cóż się to stało? a! Karlin! — domyślając się, zawołał stary. — Może matka przy swoim starym rozumie ma słuszność, tobie to niepotrzebne... świat pracy a świat fantazyi i państwa, to dwie całkiem odrębne sfery; w obu razem żyć nie można, pogodzić ich niepodobna... Świat nasz bliżéj jest prawdy, tamten na fałszywéj zbudowany posadzie, cały sztuczny... po co ci tam go szukać i z nim się bratać?
Aleksy wysłuchał cierpliwie; westchnął i po chwili namysłu odpowiedział:
— Są w życiu nieuniknione konieczności.
— Dla tych, co w nie wierzą — odparł Junosza — no, daléj, nie bój się, nie będę ci się sprzeciwiać; oddawna przekonany jestem, że człowiek cudzą radą iść nie może i nie powinien... skutecznie sam się tylko przez siebie wyrabia... mów.
— Julian był moim towarzyszem i przyjacielem, żąda mojéj pomocy; dałem mu prawie słowo zająć się jego interesami i zarządem majątku...
— A Żerby? a matka?
— Matka zostaje z Janem; i tak rozdzielić się już postanowiliśmy; ja miałem osobno gospodarzyć na małéj dzierżawie.
— Krok to ważny i ważniejszy może, niż ci się zdaje — odezwał się Junosza — stanowi o całéj twojéj przyszłości, zmienia charakter... Byłeś ubogim i niezależnym, zaprzedajesz się dobrowolnie... zważ, co robisz?... gotujesz sobie przyszłość utrapioną. Najpoczciwsi ludzie w końcu wydadzą ci się niewdzięczni, gdy położenie twoje uczyni cię sługą, a zbliżenie do nich w przekonaniu własném podniesie. Co tam zarobisz? wiele upokorzenia za trochę grosza! Nie lepiéj mniéj miéć i nauczyć się małém obchodzić?
— Wszystko to prawda — rzekł Aleksy — ale mało znacie Juliana, panie hrabio.
Junosza dźwignął ramionami.
— No, czegoż chcesz ode mnie? — zapytał.
— Abyście ze mną pojechali do matki i dopomogli mi wytłómaczyć się przed nią...
— O! to sęk! stara ci dobrze uszu natrze... Ha! ale jak widzę, wpadłeś już w pułapkę i wygrzałeś sobie w niéj kątek; rób, co
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/366
Ta strona została uwierzytelniona.