Anna usiadła obok niego... Pola postała chwilę z Julianem, spojrzeli po sobie i powoli usunęli się o kilka kroków, cichą prowadząc rozmowę.
Tak płynęło życie w Karlinie, pogodnie, cicho, szczęśliwie dla oczów obcego świata... ale pod tą lśniącą powierzchnią wód iskrzących się od słońca... ile czarnego kału i osadów zbierało się na dnie! Jedna tylko Anna była całkowicie panią siebie i spokojną... u reszty mieszkańców starego zamku uśmiech był tylko łez pokrywką.
Aleksy, który się do nich wszystkich przywiązał, potajemnie postanowił zająć się biednym Emilem i zewsząd począł zbierać wiadomości o wychowaniu głuchoniemych, zamierzając choć późno iskrę myśli dobyć z nieszczęśliwego dziecięcia, dotąd nazbyt osłabionego i podległego straszliwéj chorobie, by się czém więcéj prócz zdrowiem jego zajmować było można. Obawiając się, że wszystko to na niczém spełznąć może, nie odzywał się, nie obiecywał, taił, ale widząc codzień polepszający stan Emila i uzbroiwszy się w cierpliwość, odwagę i doświadczenie cudze, powoli jął się ze drżeniem do pracy. Naprzód oswoił z sobą i przyciągnął ku sobie młodego chłopaka, potém, w imię boże, z biciem serca, dobierając chwili, w których Anna na uczynku schwytać go nie mogła, jął się nauki... Nic w takich razach więcéj nie kosztuje nad początek; późniéj z pierwszego szczebla posuwa się już stopniowo daléj a daléj, ale punkt oparcia, pierwszy promyk, pierwsza idea, niesłychanie się trudno otrzymuje. Emil był samowolny, zaniedbany, rozpieszczony i nieprzywykły do zastanawiania nad czémkolwiek, bawiono go tylko; umysł jego ociężał chorobą i zdrętwiał bezczynnością; zmusić go do rozwagi, do skupienia się, zrazu wydawało się niepodobieństwem. Ale się Aleksy nie zrażał; sto razy Emil wśród znaków, których nie pojmował, odwracał się do chmur, do obrazków, okazywał niecierpliwość, wzdragał... nauczyciel na pierwszą oznakę znużenia ustawał, ale nazajutrz powracał do nowego wykładu... Jak instynkt w tém dziecku niesłychanie był rozwiniony, tak inne władze uśpione... potrzeba było szukać środka jakiegoś do wnijścia w tę duszę zamkniętą. Aleksy długo się wahał, długo wskazywanych przez książki dróg próbował daremnie, znalazł wreszcie w ulubionych obrazkach Emila sposób porozumienia się z nim i otwarcia mu świata... Błysnął promyk... Emil był uratowany...
Ale z jaką powolnością działać tu było potrzeba, ażeby nie wywołać znowu straszliwéj choroby, którą wysiłek umysłowy mógł sprowadzić!