Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/402

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kontenci jesteście z pana Drabickiego?
— Jakże nie, JW. panie, człowiek porządny, czynny... jak w zegarku u niego wszystko... Nie było źle i za JW. dziedzica, ale jemu to ciężyło; on, proszę JW. pana nie do tego stworzony, a Drabickiemu w to graj.
— Prawda! czynny i uczciwy człowiek!
— A! uczciwy! i dobry i głowa, JW. panie, co to za głowa! A jak na ludziach umié się poznawać! ze mną, proszę JW. pana, to tak było: popatrzył tylko i już zwąchał, gdzie mnie użyć! Jak tylko potrzeba duchem, prędko i po żołniersku, pewnie zawezwie Bornowskiego. Już to ostry, nie daruje, ale sumienny człowiek...
— Lubią go ludzie?
— Oficyaliści niekoniecznie, proszę JW. pana, chłopi bardzo... rygorysta, w rachunkach go nie podejść... a pracuje jak wół.
— A pan Julian co porabia?
— Cóż? dobre panisko, trochę sobie odpoczywa...
— Słuchaj-no Bornowski — zcicha spytał prezes — czy mi się przy widuje, czy pan Julian z panną Apolonią wdał się w jakieś miłostki? Jak ci się zdaje?... Nie postrzegłeś ty nic, bo to z ciebie kuta sztuka.
Bornowski z uśmiechem siwego wąsa podkręcił.
Pochlebiało mu to poufne zapytanie, obejrzał się, podniósł rękę, machnął nią, rozśmiał się i potwierdzająco skinął głową.
— Zwyczajnie młodość... — rzekł.
— I tyś tego dopatrzył?
— Proszę JW. pana, człowiek dworski zna swój fach, ślepy być powinien; nikomubym tego nie powiedział tylko JW. panu... zwyczajna koléj... młodzi, a ciągle się na siebie patrzą, jakże miało być inaczéj? Krew nie woda, jaśnie panie!
— Widziałeś co? gadają ludzie o tém? — dorzucił prezes niespokojny.
— Ludzie gadać nie śmieją, ale jak tego nie widziéć, kiedy się wcale, proszę JW. pana, nie tają...
Rozpowiedz-że-no, co wiész, możeby na to lekarstwa poszukać potrzeba.
— JW. pan mnie nie zdradzi?
— Głupi jesteś, mój Bornowski... kogożem ja zdradził?
— Bardzo dziękuję JW. panu — z pokłonem odpowiedział marszałek dworu — ja na to raz w raz patrzę... i najlepiéj to wiem; formalny romans, ja się na tém znam...
— I schadzki? — spytał prezes.
— Codziennie, w ogrodzie, po pokojach, na spacerach...
Machnął ręką i rozśmiał się tuląc ręką usta.