Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/426

Ta strona została uwierzytelniona.

cowi swojemu przeznacza ładną wieś niedaleko Szury, mybyśmy coś mogli zrobić dla Poli...
— Ale to wszystko domysły tylko — rzekł Aleksy wzdychając — zobaczymy jeszcze...
— Ja jestem pewna, żeśmy odgadli... tak się cieszę losem Poli; biedna sierota, jéj tak było trudno znaléźć partyę, kogoś, coby ją zrozumiał... tylu młodych zraziłoby się jéj pochodzeniem!
Aleksy się uśmiechnął.
— O! pan jesteś demokrata — przerwała Anna, złapawszy ten uśmiech — i masz pan słuszność może; ale stare przesądy są jak stare choroby, niepodobne do wyleczenia: można je złagodzić, niepodobna się ich pozbyć...
Anna wesoła odeszła od Aleksego... w głowie już może rojąc o wyprawie dla przyjaciółki i jéj przyszłém gospodarstwie.
Trzej młodzi ludzie zeszli się u Juliana: Justyn siedział zadumany, Aleksy był smutny, Karliński niespokojny i zgryziony; kilka razy zmierzył okiem współzawodnika i ruszywszy ramionami, zawołał:
— Co tam marzysz, Justynie, nowy poemat czy nowe życie?
— Oboje — rzekł Poddubiniec.
— Przyznaj, że się kochasz...
— Niespodziewam się, żeby kogo lub mnie miłość moja zawstydzić mogła; przyznaję się chętnie... kocham.
— Polę? — zapytał Julian stojąc naprzeciw niego i rwąc chustkę, którą trzymał w rękach.
— Zgadłeś — rzekł poeta — szalenie.
— Skądże ci to przyszło?
— Powiedz mi, skąd to zwykle przychodzi? jednę miłość Pan Bóg zsyła, drugą szatan gotuje w kociołku; ja nie wiem, jaką mi w serce wlano...
— Ale kochasz!
— Jak szalony i pierwszy raz w życiu...
— A ona?
Justyn podniósł oczy na niego...
— Ty mi powiedz — rzekł — bo ja nie wiem; obcych oczy lepiéj widzą niż własne...
Julian się rozśmiał gorzko.
— Ona! jak wszystkie kobiety, póty cię kochać będzie, póki u nóg nie położy; gdy zwiąże, gdy siłę odbierze, gdy ci, jak Samsonowi, włos ostrzyże i odda w ręce siepaczy, obróci się do drugiego... Justynie, gra to niebezpieczna! strzeż się, serce się łatwo daje, ale nie odbiera całe, zawsze w niém potém czegoś zabraknie! Jak